Nadal niepokojące wiadomości będą płynąć z Dalekiego Wschodu. Pod koniec roku japońska prasa licytowała się na scenariusze hipotetycznego incydentu zbrojnego z Chinami o przebieg granic morskich. Miałyby być atakowane japońskie samoloty pasażerskie i statki handlowe. Analogiczne rozważania snuje się w Państwie Środka, ale z Japończykami w roli agresora. Do ostrej konfrontacji drugiej i trzeciej gospodarki globu miałyby pchać słabnąca koniunktura połączona ze społecznym niezadowoleniem w Chinach i rosnące po obu stronach nacjonalizmy oraz japońska tęsknota za potęgą militarną. Japończycy uspokajają się, że ambicje Chin okiełznywać będą Amerykanie, gwarantujący bezpieczeństwo Kraju Kwitnącej Wiśni. Żadnego bata nad sobą nie czuje za to dyktator Korei Płn., nieobliczalny Kim Dzong Un, który już nieraz dowiódł, że można spodziewać się po nim absolutnie wszystkiego. Nawet przyjaźni z amerykańskim koszykarzem Dennisem Rodmanem.