Zakończony właśnie proces asystentek Charlesa Saatchiego i Nigelli Lawson przyciągał głównie opowieściami z pożycia ich pracodawców. Kogo by interesowały włoskie imigrantki Elisabetta i Francesca Grillo, gdy za ich plecami mamy uwielbianą na całym świecie „domową boginię”, autorkę książek kulinarnych i gwiazdę telewizji, oraz reklamowego giganta, zapalonego kolekcjonera sztuki, dzięki któremu wielu nieznanych artystów zdobyło międzynarodową sławę?
Siostry Grillo zostały oskarżone o defraudację 685 tys. funtów należących do Saatchiego i Lawson. Korzystały swobodnie z kart kredytowych swoich pracodawców, wydając pieniądze na podróże, kolacje w drogich restauracjach i ubrania od ekskluzywnych projektantów. Afera się zaczęła, gdy księgowy rodziny odkrył, że Francesca Grillo miesięcznie wydaje średnio 48 tys. funtów, a Elisabetta 28 tys., podczas gdy wydatki samej Lawson rzadko przekraczały 7 tys. Początkowo Saatchi próbował załatwić sprawę po cichu – w końcu siostry pracowały dla Lawson od kilkunastu lat, były jak rodzina. Gdy odkrył ich wydatki, zaproponował im dalszą pracę, tyle że za niższą stawkę, aż do momentu odpracowania długu. Panie Grillo odrzuciły ofertę, sugerując traktowanie ich „gorzej od filipińskich niewolników”. Rozpoczął się proces, w czasie którego tłumaczyły, że miały przyzwolenie Lawson na wszelkie wydatki. Na krótko przed świętami sąd oczyścił je z zarzutów, tylko problemy sławnej pary pozostały.
Proces stulecia
„The Telegraph” żartobliwie określił proces największym w tym stuleciu, zaraz dodając, że XXI w.