Jordański król Abdullah II miał w ubiegłym tygodniu dwie zaskakujące wizyty: premier Izraela Beniamin Netanjahu oraz bliski doradca prezydenta Autonomii Palestyńskiej Abbas Zaki pojawili się w Ammanie, aby – każdy z osobna – zapewnić dwór królewski, że żadne porozumienie w drażliwej sprawie prawa powrotu uchodźców palestyńskich nie zostanie osiągnięte z naruszeniem interesów jordańskich. Chodzi o spekulacje, według których sekretarz stanu John Kerry, w tajnych rozmowach z Abbasem i Netanjahu, proponuje częściowe rozwiązanie problemu uchodźców przez ostateczne zalegalizowanie pobytu ponad 2 mln Palestyńczyków żyjących w 6-mln dziś Jordanii od 1948 r. Królestwo jordańskie jest jedynym krajem arabskim, gdzie uciekinierzy nie wegetują w osobnych obozach, a większość od dawna ma jordańskie dowody tożsamości, choć bez praw obywatelskich. Za zgodę na udzielenie im „wieczystej gościny” Stany Zjednoczone gotowe są podreperować zubożały skarb państwa wielomilionowymi dotacjami. Ale zdaniem czołowych polityków w Ammanie przyjęcie takiego rozwiązania spowodowałoby utratę jordańskiej tożsamości.