Rozpoczynamy obchody rocznicy szczególnej, sześćsetlecia nawiązania stosunków dyplomatycznych między Polską i Turcją. Okrągłe rocznice sprzyjają mobilizacji: politycy planują wizyty wysokiego szczebla. Polska rozpocznie obchody wizytą prezydenta Bronisława Komorowskiego w Turcji (właśnie się rozpoczęła). Publicyści komentujący wydarzenia polityczne postarają się o bilans i prognozę, środowiska biznesu przeliczą swoje aktywa lub pasywa, a naukowcy znajdą okazję, aby podyskutować o wspólnym historycznym losie.
Polskę i Turcję łączy od kilku lat tzw. strategiczne partnerstwo. Ma to określone konsekwencje ekonomiczne, obie gospodarki nastawione są na eksport, wzajemne obroty osiągnęły poziom 5 miliardów dolarów rocznie, dostrzegamy zwiększoną wzajemną aktywność, giełdy w Warszawie i w Stambule należą do liderów regionalnych, Turcy kopią drugą nitkę warszawskiego metra. Wszystko idzie mniej lub bardziej w pożądanym kierunku, słowem: byt polsko-turecki ma się dobrze.
Z czym nam się kojarzy Turcja
Zostaje zatem – jeśli trwać przy tym staromodnym dziś podziale – świadomość. Katalog skojarzeń, które Polak wymieni, słysząc hasło „Turcja”, może być bardzo różny. Może zaczynać się od wspomnień z wakacji na tureckiej riwierze, którą corocznie odwiedzają tysiące polskich turystów, sięgać ku początkom rodzimego „kapitalizmu”, kiedy na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego stulecia targ w Stambule oferował polskim biznesmenom krótki kurs rynkowych doświadczeń, by wreszcie wylądować w literackim mateczniku narodowych stereotypów i wspomnieć niewielkiego wzrostem pułkownika, który wysadził magazyn z prochem w jednej z pogranicznych fortec Rzeczypospolitej. Perspektywa powieści Sienkiewicza, a jeszcze bardziej wiedeńskiej wiktorii jako mierników relacji polsko-tureckich jest tyleż atrakcyjna – kto dziś pamięta, że w czasie bitwy to Polacy wymyślili atak kamikaze przeprowadzony przez płk.