Na kryzys ukraiński polski premier chciał odpowiedzieć tą samą bronią, której Rosja używa w geopolitycznych rozgrywkach – gazem i ropą. Warszawa proponuje m.in., by Unia wspólnie negocjowała kontrakty na dostawy surowców z Gazpromem. Dzięki temu Moskwa nie mogłaby wykorzystywać cen gazu do wymuszania politycznych koncesji na swoją rzecz. Trudniej byłoby jej też narzucać wyższe ceny państwom zależnym od rosyjskich surowców.
W wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung” unijny komisarz do spraw energii Günther Oettinger odrzucił propozycję utworzenia unii energetycznej forsowaną przez Donalda Tuska. „Nie zgodzę się na wyznaczoną politycznie jednolitą cenę [gazu]” – mówi Oettinger dla niemieckiego dziennika. Zamiast tego Oettinger chce rozbudować sieć gazociągów w Europie. W razie wstrzymania dostaw ropy lub gazu do jednego z państw członkowskich pozostałe miałyby uzupełnić niedobory ze swoich zapasów.
To nie pierwsza taka wypowiedź niemieckich polityków. Kanclerz Angela Merkel po spotkaniu z Tuskiem w sprawie unii energetycznej ogłosiła, że „w zasadzie popiera” polską propozycję. Największe obawy w Berlinie wzbudza właśnie pomysł wspólnych zakupów gazu. Niemieckie koncerny na kontraktach z Gazpromem zarabiają krocie i trudno oczekiwać, by lekką ręką zrezygnowały z zysków. Na unii energetycznej zyskałaby Polska – zapewne mniej kosztowałby nas rosyjski gaz. Ale za nasz komfort zapłaciliby Niemcy – ich firmy straciłyby przewagę konkurencyjną.
Można się oburzać na niemieckich polityków, że w sytuacji realnego zagrożenia rosyjskim imperializmem skupiają się na zyskach. Ale też ciężko im się dziwić – polski premier zaciekle broni polskiego węgla przed klimatycznymi zakusami Brukseli.