Świat

Hiszpania zmienia twarz

Nowy król Hiszpanii wstąpił na tron

Ustawa sankcjonująca abdykację króla Hiszpanii Juana Carlosa weszła w życie. Jego syn i następca, książę Filip wstąpił na tron. Ustawa sankcjonująca abdykację króla Hiszpanii Juana Carlosa weszła w życie. Jego syn i następca, książę Filip wstąpił na tron. Newspix.pl
Jeden nazywa się Pablo, na cześć ojca hiszpańskiego socjalizmu, drugi ma na imię Felipe, po królewskich przodkach. Obaj zelektryzowali Hiszpanię.
Pablo IglesiasFernando Alvarado/EPA/PAP Pablo Iglesias
Felipe BorbónThorton/PPE/SIPA/East News Felipe Borbón

Ten pierwszy, Pablo Iglesias, wychował się w robotniczej dzielnicy Madrytu. Drugi, Felipe Borbón, w pałacu pod miastem. Jeden jest zdeklarowanym republikaniniem, drugi zsiadł na hiszpańskim tronie jako Filip VI. On czekał na swój moment kilka dekad, Pablo wskoczył na pierwsze strony gazet w parę miesięcy. Choć na pozór nie łączy ich zbyt wiele, jadą na tym samym wózku. To od nich zależy przyszłość Hiszpanii.

Jeszcze miesiąc temu było tak jak zwykle. Kryzys i nieśmiałe oznaki, że jest lepiej, niewidoczne dla większości obywateli, ale nagłaśniane przez rządzących; polityczny klincz, rezygnacja i najgorsze w historii hiszpańskiej demokracji notowania publicznych instytucji i przywódców. Dziś Hiszpania jest innym krajem. Buzują emocje, mówi się o nowym otwarciu, mnożą się analizy i debaty na temat tego, co dalej. Wszystko za sprawą dwóch politycznych trzęsień ziemi.

Pierwsze wydarzyło się w wyborczą noc 25 maja, kiedy okazało się, że czwartą siłą wyborczą w kraju (a trzecią w niektórych regionach) jest nowe, debiutujące, a wyrastające z ducha Oburzonych ugrupowanie Podemos, które wypowiedziało wojnę politycznej kaście, żąda likwidacji rajów podatkowych, rezygnacji z cięć socjalnych i opowiada się za nowymi formami robienia polityki z udziałem obywateli.

Zaskoczenie było tym większe, że Podemos (Możemy, od Obamowego „Yes, we can”) powstało zaledwie trzy miesiące wcześniej, a skromne środki na kampanię wyborczą (130 tys. euro) zebrało w internecie. Na dodatek największe i rządzące dotąd na przemian partie – Partia Ludowa (PP) i Partia Socjalistyczna (PSOE) – zdobyły w tych wyborach najmniej głosów w historii, wspólnie niecałe 50 proc.

Nim zdążyły opaść emocje związane z wtargnięciem nowej formacji na polityczną scenę, w Hiszpanię uderzył kolejny newsowy piorun. 2 czerwca król Juan Carlos, symbol hiszpańskiej demokracji, niespodziewanie ogłosił, że po prawie 40 latach na tronie abdykuje na rzecz swojego syna księcia Felipe.

„Cambia, todo cambia” – wszystko się zmienia – jak śpiewała słynna argentyńska pieśniarka Mercedes Sosa, którą cytują dziś namiętnie hiszpańskie dzienniki i publicyści. Ta zmiana ma dwie twarze.

Ich drogi prawdopodobnie nigdy się nie przecięły, choć urodzili się i wychowali w tym samym mieście.

Kiedy Pablo Iglesias przychodził na świat w 1978 r. w robotniczej madryckiej dzielnicy Vallecas, 10-letni Felipe zaczynał pobierać pierwsze nauki o życiu i dyscyplinie od swojego „guwernera”, pułkownika piechoty morskiej José Antonia Alciny.

Gdy mały Pablo, syn prawniczki pracującej w związku zawodowym i inspektora pracy – socjalistycznych działaczy, którzy poznali się na pierwszomajowej manifestacji – biegał po podwórku z chłopakami z kolejarskich rodzin, Felipe pobierał nauki w najlepszej prywatnej szkole w Madrycie, do której – choć była oddalona o zaledwie 10 minut od Pałacu Zarzuela – codziennie woziła go samochodem opiekuńcza królowa Sofía. Choć jedynakiem de facto był Pablo, to Felipe był oczkiem w głowie nie tylko swoich rodziców, ale i starszych sióstr, które od czasu jego urodzin zeszły w dworskiej hierarchii na drugi plan jako bardziej odległe w kolejce do tronu.

Księcia niespecjalnie ciągnęło do książek i zamiast nauki wolał jeździć na deskorolce. Iglesias jako 13-latek zapisał się do Partii Komunistycznej i zaczytywał Leninem i Heglem. Kiedy jeden zdobywał polityczne i obywatelskie szlify jako młody komunista, drugi w towarzystwie innych chłopców z socjety oddawał się żeglowaniu, szybowcom i podrywaniu norweskich modelek. W jednej był ponoć śmiertelnie zakochany, ale związek z nią zakończył na wyraźną prośbę ojca.

Jeśli coś ich łączyło, to rola edukacji w ich życiu – z tą różnicą, że gdy w przypadku jednego chodziło o spontaniczny głód wiedzy, o motywację drugiego dbała „rada mędrców”, czyli grupa wybitnych nauczycieli i intelektualistów sprowadzonych na dwór przez króla Juana Carlosa. Dla Felipe obmyślono studia na wydziale ekonomii i prawa na publicznym uniwersytecie (dbano o to, by kreować księcia na „zwykłego” obywatela) oraz roczny pobyt na uniwersytecie w Waszyngtonie. Curriculum pilnego studenta Iglesiasa obejmuje natomiast przerwane prawo (gdzie ponoć nie mógł się odnaleźć) i ukończoną z wyróżnieniem filozofię i politologię, urozmaicone stypendiami we Włoszech, Szwajcarii, Meksyku i USA.

Jeden napisał doktorat o nieposłuszeństwie obywatelskim i został nauczycielem akademickim, prowadzącym niezależne programy publicystyczne w telewizjach internetowych i angażującym się w ruchy alterglobalistyczne i obywatelskie. Drugi zajął się szukaniem swojego miejsca w rozłożystym cieniu zasłużonego ojca: oddał się pracy w fundacji swojego imienia (przyznającej prestiżowe Nagrody Księcia Asturii), jeżdżeniu po Hiszpanii i reprezentowaniu monarchii podczas oficjalnych aktów za granicą, zwłaszcza w Ameryce Łacińskiej.

Elokwencję i dar argumentowania pierwszego zauważyli producenci programów z „gadającymi głowami” z main­streamowych mediów, którzy od zeszłego roku zaczęli go zapraszać do udziału w dyskusjach. Drugiego nikt „zauważać” nie musiał, bo oko mieli na niego od zawsze wszyscy, szczególnie odkąd nad rodziną królewską zaczęły się z powodu różnych afer gromadzić czarne chmury. Nigdy nie dał im jednak powodu do plotek – może oprócz momentu, gdy zdecydował się ożenić ze znaną dziennikarką telewizyjną Letizią Ortiz (która szybko powściągnęła początkową wylewność i zmieniła się w ideał dystyngowanej i skrytej księżnej).

Pierwszy: niepoprawny politycznie, ostry, dla wielu kontrowersyjny. Drugi: do bólu dyskretny, z zasady nieudzielający wywiadów, unikający rozgłosu. Księcia i nauczyciela dzieli wszystko, ale, wbrew pozorom, również sporo łączy. Przede wszystkim strategia. Nic, co dotąd osiągnęli, nie zdarzyło się przypadkiem, każdy ruch został wcześniej dokładnie przemyślany.

O nowym królu Hiszpanii wiadomo dokładnie tyle, ile chcieli ujawnić jego doradcy. Przyszły Filip VI jest najbardziej chronionym członkiem rodziny królewskiej – dzięki temu ma obecnie nieco lepsze notowania niż ojciec, który skompromitował się w ostatnich latach udziałem w polowaniu na słonie w Botswanie i przymykaniem oka na przekręty finansowe, jakich dopuszczał się jego zięć Ińaki Urdangarin. Nieskazitelny Felipe trzymany był z daleka od wszystkiego, co mogłoby mu zaszkodzić. Od dwóch lat nie pojawia się na przykład publicznie w towarzystwie ukochanej siostry Cristiny, której rola w oszustwach finansowych małżonka jest mocno niejasna. W efekcie Hiszpanie wiedzą o przyszłym królu same dobre rzeczy.

Sukces Podemos, ugrupowania żądającego walki z nierównościami ekonomicznymi i sprawiedliwszej polityki społecznej, to również nie szczęśliwy zbieg okoliczności, ale efekt pragmatycznego, dobrze przemyślanego planu – nie bez kozery założycielami partii są wytrawni znawcy teorii polityki.

Iglesias i inni członkowie Podemos angażowali się w ruch 15-M/Oburzonych, który trzy lata temu opanował Hiszpanię. Pracowali też jako konsultanci w kampaniach innych lewicowych partii. Szybko – jak mówią – zdali sobie jednak sprawę, że partia w tradycyjnym wydaniu nie jest w stanie odpowiedzieć na potrzeby, które stworzył potężny obywatelski ruch, jakim był 15-M. Postanowili więc założyć własne ugrupowanie, odpowiadające duchowi czasów: szeroki front, skupiający ruchy obywatelskie i polityczne, który, jak przekonują, odmieni oblicze hiszpańskiej polityki. „Nie chcemy kolejnej partii, tych nie brakuje w Hiszpanii, brakuje zaangażowania obywateli w politykę” – mówi Iglesias.

I tak Podemos ruszyło od dołu, organizując się w 400 lokalnych kołach, skupionych wokół dzielnic lub istniejących stowarzyszeń w całej Hiszpanii. Zgłosić swoją kandydaturę na listy wyborcze mógł każdy. Zgodnie z pragmatyczną zasadą: „wykorzystaj narzędzia wroga do swoich celów”, maksymalnie wykorzystali też możliwości, jakie daje telewizja w kraju uwielbiającym tertulias, czyli telewizyjne debaty tudzież kłótnie. Dobrze wypadający przed kamerą Iglesias nie gardził zaproszeniem od żadnej stacji, nawet tych najbardziej prawicowych. Strategia podziałała – mimo skromnych nakładów i trzech miesięcy istnienia na Podemos zagłosowało 1,2 mln Hiszpanów.

Nie przez przypadek. Bohaterów hiszpańskiej zmiany łączy bowiem jeszcze coś: obaj działają na zgliszczach. Podemos pojawiło się na politycznej scenie, kiedy ocena i zaufanie Hiszpanów do partii – a także wszystkich innych instytucji życia publicznego – sięgnęły dna. Demokracja przedstawicielska przechodzi co prawda ciężkie chwile w całej Europie, ale w Hiszpanii w połączeniu z kryzysem i aferami korupcyjnymi kryzys zaufania jest szczególnie wyraźny. W Europejskim Sondażu Społecznym, którego wyniki opublikowano w styczniu, Hiszpanie przyznają politykom i partiom 1,9 pkt na 10.

Podemos jest w tym krajobrazie jak łyk świeżego powietrza. Co prawda nie ma zgody co do tego, czy postulaty Podemos – na przykład pensja socjalna dla wszystkich obywateli albo ustanowienie limitu pensji maksymalnej – są realizowalne czy utopijne („Jeszcze niedawno utopią był system ubezpieczeń społecznych” – odpowiadają oni sami). Ale nie chodzi jedynie o treść programu, lecz i samą formę: otwarcie skostniałej, zbiurokratyzowanej polityki, otwarte listy wyborcze, współdziałanie i horyzontalna organizacja.

Dla wielu Hiszpanów jeszcze większą utopią niż program Podemos jest bajka o królach i królewnach. Abdykacja króla Juana Carlosa ożywiła debatę, która podskórnie toczy się w Hiszpanii od wielu lat: monarchia czy republika? W 2012 r. 37 proc. Hiszpanów uważało, że republika byłaby lepszym rozwiązaniem niż – co trudno im zapomnieć, przywrócona przez Franco – monarchia. Na dodatek liczba republikanów rośnie wśród najmłodszych wyborców.

Sami Burbonowie na takie wyniki mocno zapracowali. W zeszłym tygodniu w Hiszpanii wybuchł skandal związany z ocenzurowaniem okładki satyrycznego tygodnika „El Jueves”. Przedstawiała ona króla Juana Carlosa z zatkanym klamerką nosem, przekazującego synowi koronę pełną gnoju. To całkiem trafna analiza sytuacji. Afery korupcyjne, obyczajowe wpadki, rozrzutność i nietransparentne finanse – to wszystko sprawiło, że wielu Hiszpanów zamiast nowego króla domaga się referendum w sprawie ustroju. Jednym z nich jest Pablo Iglesias, który na Facebooku napisał: „Jeśli Felipe ma poparcie społeczeństwa, bez problemu zostanie głową państwa dzięki demokratycznemu procesowi”.

Felipe Borbón i Pablo Iglesias mają ze sobą jeszcze coś wspólnego: obaj są dla Hiszpanii zaskoczeniem. Po trzech latach nikt nie spodziewał się, że z ruchu 15-M coś jeszcze wyniknie dla mainstreamowej polityki. Ani tego, że Felipe tak szybko zasiądzie na tronie.

Jednak stało się i dzisiaj to już jasne: zbliża się koniec pewnej epoki, zapoczątkowanej przez La Transición, hiszpańską transformację. Jej nieodłączną częścią była figura króla Juana Carlosa i dwupartyjny system polityczny. Coraz więcej Hiszpanów uważa, że choć projekt był dobry na tamte czasy, dziś rozchodzi się w szwach. Trzeba na nowo zająć się terytorialnym podziałem (patrz: Katalonia), systemem wyborczym, uaktualnić konstytucję. Wyrazicielem tych pragnień jest Iglesias, który mówi: urządźmy Hiszpanię na nowo. Zapowiada, że dzięki jego ugrupowaniu PP i PSOE przejdą do historii i że w półtora roku będzie gotowy, by sformować rząd.

Jak chce urządzić swój dwór Felipe? Pozostając wierny polityce dystansu i dyskrecji, na razie nie zabiera publicznie głosu w tej sprawie. Panuje jednak zgoda co do tego, że jeśli jego monarchia ma przetrwać, musi być bliższa ludziom, mniej biurokratyczna, bardziej przejrzysta w kwestii finansów i sfeminizowana (teraz wśród najważniejszych urzędników dworu nie ma ani jednej kobiety).

Zmiany muszą nadejść i nadejdą. Analityk i filozof Josep Ramoneda cytował w swoim felietonie w „El País” królową Sofíę, która, próbując uspokoić poddanych, miała powiedzieć: „Nic się nie zmieni”. To najgorsze, co mogłoby się stać, wasza wysokość – przekonuje filozof. „Jeśli wszystko pozostanie tak, jak jest, skończy się to bardzo źle”.

Polityka 24.2014 (2962) z dnia 10.06.2014; Świat; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Hiszpania zmienia twarz"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Śledztwo „Polityki”. Białoruska opozycjonistka nagle zniknęła. Badamy kolejne tropy

Anżelika Mielnikawa, ważna białoruska opozycjonistka, obywatelka Polski, zaginęła. W lutym poleciała do Londynu. Tam ślad się urwał. Udało nam się ustalić, co stało się dalej.

Paweł Reszka, Timur Olevsky, Evgenia Tamarchenko
06.05.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną