W dzień chrześcijańskiego święta Zesłania Ducha Świętego papież Franciszek przewodził w Ogrodach Watykańskich modlitwom żydów, chrześcijan i muzułmanów o pokój na Bliskim Wschodzie. Obecny był też honorowy zwierzchnik prawosławia patriarcha Bartłomiej. Franciszek siedział pomiędzy prezydentami Izraela i Autonomii Palestyńskiej. Szymon Peres i Mahmud Abbas przysłuchiwali się modlitwom wygłaszanym przez przedstawicieli trzech wiar monoteistycznych. Obaj politycy znają się doskonale, znają smak porażki w zabiegach o pokój między swymi narodami.
Nie była to modlitwa wspólna, lecz w jednym miejscu i w jednej, pokojowej intencji. Modlono się po hebrajsku, włosku, angielsku i arabsku. Wśród obecnych, poza prezydentami, nie było świeckich polityków. Watykan podkreślał, że cel spotkania był wyłącznie duchowy, chodziło o wyciszenie się i odsunięcie polityki. Ale na Bliskim Wschodzie religia przenika politykę, a polityka często wynika z religii, więc inicjatywa Franciszka, choć oficjalnie apolityczna, jest w istocie nietypowym zabiegiem dyplomatycznym. Watykan głęboko niepokoją zaostrzające się konflikty bliskowschodnie, których ofiarami w Syrii, na Zachodnim Brzegu, w Iraku i w Libanie padają także chrześcijanie. To prawda, że taki szczyt modlitewny nie ma precedensu i jest wydarzeniem religijnym, lecz prawdą jest też, że wcześniejsze, niezliczone modlitwy o pokój na Bliskim Wschodzie nie zostały dotąd wysłuchane.