Po pierwszym spotkaniu Petro Poroszenki z Władimirem Putinem w Normandii nastąpiły dramatyczne wydarzenia – zestrzelenie przez rebeliantów samolotu z 49 ukraińskimi żołnierzami na pokładzie, śmierć dwóch rosyjskich dziennikarzy. Zdecydowana ofensywa sił rządowych sprawia, że pierścień wokół buntowników zacieśnił się, a uszczelnienie granicy z Rosją odcina dostawy broni.
I wtedy rozdzwoniły się telefony, zarówno na linii Berlin–Paryż–Moskwa, jak i między Kijowem i Moskwą: Poroszenko rozmawiał z Putinem. Prezydent Ukrainy zapewnił, że gwarantuje bezpieczeństwo wszystkim mieszkańcom regionu, niezależnie od przekonań politycznych. Jego plan pokojowy przewiduje amnestię dla uczestników walk, jeśli nie popełnili ciężkich przestępstw i złożą broń, utworzenie strefy buforowej – najemnicy rosyjscy mogliby opuścić teren Ukrainy przez specjalnie utworzony korytarz. Mówi się o zwolnieniu zakładników, opuszczeniu budynków zajętych przez rebeliantów, a dalej plan zakłada zmiany w konstytucji umożliwiające decentralizację władzy, ochronę języka rosyjskiego oraz, w perspektywie, przedterminowe wybory parlamentarne.
Rosyjski prezydent uznał początkowo, że to wyłącznie ultimatum stawiane separatystom, a nie zaproszenie do rozmów pokojowych. W tym samym czasie toczyły się rosyjsko-ukraińskie negocjacje gazowe, zakończone zresztą klinczem. Rosja zakręciła kurek, ale Kijów zagroził arbitrażem w Sztokholmie. Zanim obaj prezydenci odbyli kolejną rozmowę telefoniczną, Poroszenko dokonał także zmiany na stanowisku ministra spraw zagranicznych, bo możliwości negocjacyjne Andrija Deszczycy z Sergiejem Ławrowem wyczerpały się definitywnie.