Krewetki: kiedyś luksus, dziś codzienna przyjemność – tak relację ze swojego śledztwa zaczynają dziennikarze „Guardiana”. Po kilku miesiącach dochodzenia prowadzonego w Tajlandii ustalili, że na niskie ceny mrożonych krewetek dostępnych w największych sieciach handlowych świata, m.in. w Tesco, Carrefourze i Walmarcie, pracują niewolnicy.
Pochodzą głównie z Birmy i sami nieświadomie oddają się w ręce handlarzy ludźmi, którzy podają się za przemytników ułatwiających jedynie nielegalny przerzut imigrantów marzących o pracy w Tajlandii. Zamiast do lepszego życia nieszczęśnicy trafią na pokłady kutrów. Tam biciem i torturami zmuszani są do pracy przy połowach ryb, z których później produkowany jest pokarm dla krewetek hodowanych w specjalnych gospodarstwach. Uwięzieni miesiącami, a bywa, że latami, nie schodzą na ląd. Pracy przy sieciach mają mnóstwo, bo tajlandzkie wody to jedne z najlepszych łowisk w Azji. Wielu z przetrzymywanych decyduje się na skok za burtę i samobójstwo przez utopienie, nielicznym udaje się uciec, próbują ich też ratować organizacje walczące z handlem ludźmi. Skala zjawiska nie jest dokładnie znana, ale z opowieści kilkunastu uwolnionych Birmańczyków przepytanych przez Environmental Justice Foundation wynika, że co drugi z nich był świadkiem egzekucji przynajmniej jednego towarzysza niedoli.
Sieci supermarketów zapewniają, że naciskają na producentów krewetek, by zaopatrywali się u uczciwych producentów pasz. Tylko że ani oni, ani rybacy nie chcą rezygnować z intratnego modelu biznesowego. Niewolniczego procederu nie są w stanie ograniczyć również tajlandzkie władze, ostatnio dodatkowo sparaliżowane niepokojami społecznymi i wprowadzonym w maju stanem wyjątkowym.