Wiadomość o katastrofie malezyjskiego samolotu na wschodniej Ukrainie nadeszła w najmniej odpowiednim dla Angeli Merkel momencie. Niemiecka kanclerz szykowała się właśnie do świętowania swoich sześćdziesiątych urodzin. Już z pierwszych informacji wynikało, że maszyna lecąca z Amsterdamu do Kuala Lumpur mogła zostać zestrzelona przez prorosyjskich separatystów. Wiadomo było, że zginęło wielu Europejczyków.
Impreza urodzinowa szefowej rządu nie została jednak odwołana. W czwartkowy wieczór w Konrad-Adenauer-Haus, berlińskiej centrali chadeckiej partii CDU, bawiło się kilkuset gości, wśród nich byli obecni ministrowie, a także prominenci ze świata kultury i nauki. Steffen Seibert, rzecznik rządu Angeli Merkel, pospieszył wprawdzie z zapewnieniem, że pani kanclerz jest zszokowana katastrofą boeinga. Ani solenizantka, ani jej goście nie sprawiali jednak wrażenia, że są w złych humorach. „Czy pani kanclerz może beztrosko świętować urodziny?” – pyta w internetowym wydaniu tygodnik „Die Zeit”.
Pytanie to jest jeszcze bardziej zasadne dzisiaj, gdy berliński MSZ potwierdził, że na pokładzie samolotu było czterech obywateli Niemiec. – Jest wiele poszlak, które wskazują na to, że chodzi o zestrzelenie – powiedziała na piątkowej konferencji prasowej Merkel. Pani kanclerz zażądała jak najszybszego i niezależnego zbadania przyczyn katastrofy. – Winni – dodała – muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności. Szefowa rządu po raz kolejny zaapelowała do władz Rosji, by pomogły w politycznym rozwiązaniu konfliktu we wschodniej Ukrainie, i dała do zrozumienia, że Berlin oczekuje trwałego zawieszenia broni. Merkel przyznała zarazem, że na linii Niemcy–Rosja występują poważne różnice zdań.