Maciej Okraszewski
18 listopada 2014
Hiszpania walczy z korupcją. Czy wygra?
Możemy wygrać
Najpopularniejsza partia w Hiszpanii jeszcze rok temu nawet nie istniała. Jeśli w przyszłym roku wygra wybory, to przestanie istnieć Hiszpania, jaką znamy.
Za kilka dni odsiadkę w więzieniu zaczyna kobieta półżartem nazywana prawdziwą królową Hiszpanii. Isabel Pantoja, wokalistka stylu muzycznego copla, jest tu otoczona prawdziwym kultem, szczególnie na rodzinnym południu – żadna kolorowa gazeta w kraju nie może się obejść bez chociaż krótkiego tekstu o piosenkarce, jej krewni zarabiają na życie, opowiadając o relacjach z nią w telewizyjnych programach plotkarskich, a w Andaluzji, gdy u fryzjera ktoś mówi o Elżbiecie II, to nie ma na myśli brytyjskiej królowej, tylko córkę Pantojy (Isabel to po hiszpańsku właśnie Elżbieta).
Za kilka dni odsiadkę w więzieniu zaczyna kobieta półżartem nazywana prawdziwą królową Hiszpanii. Isabel Pantoja, wokalistka stylu muzycznego copla, jest tu otoczona prawdziwym kultem, szczególnie na rodzinnym południu – żadna kolorowa gazeta w kraju nie może się obejść bez chociaż krótkiego tekstu o piosenkarce, jej krewni zarabiają na życie, opowiadając o relacjach z nią w telewizyjnych programach plotkarskich, a w Andaluzji, gdy u fryzjera ktoś mówi o Elżbiecie II, to nie ma na myśli brytyjskiej królowej, tylko córkę Pantojy (Isabel to po hiszpańsku właśnie Elżbieta). W zeszłym roku, ku rozpaczy fanów, wokalistka została skazana za pomoc w praniu brudnych pieniędzy, które jej kochanek Julián Muńoz gromadził jako burmistrz Marbelli: odwołania nic nie dały, więc musi teraz zapłacić ponad milion euro kary oraz odsiedzieć 24 miesiące. Zaskoczenia nie było, bo ostatnio w Hiszpanii panuje atmosfera, jakby miejscowa gospodarka dosłownie opierała się na łapówkach. Tylko w październiku w sprawach o korupcję postawiono zarzuty 127 podejrzanym, w tym wielu politykom – to absolutny rekord kraju. Nie prawica, nie lewica Nic dziwnego, że na początku listopada, pierwszy raz od przywrócenia demokracji w Hiszpanii, najpopularniejszym ugrupowaniem nie byli ani socjaliści, ani prawicowa Partia Ludowa. W sondażu zleconym przez dziennik „El Pais” największe poparcie dostało Podemos (pol. Możemy, od „Yes, we can” Baracka Obamy), walczące z korupcją ugrupowanie, założone zaledwie w styczniu w wyniku pospolitego ruszenia, które funkcjonuje dzięki dotacjom zafascynowanych internautów. Podemos to spadkobiercy tego, co zostało po ruchu Oburzonych, który w maju 2011 r. trząsł całym krajem. Po kilkunastu tygodniach demonstracji antyrządowych namioty zniknęły z ulic, ale ferment trwał dalej w założonych wtedy kilkuset stowarzyszeniach sąsiedzkich. Ich przedstawiciele zdecydowali, że przed tegorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego muszą wreszcie zadziałać na skalę krajową. W styczniu pojawił się manifest Podemos, a już w maju, po kampanii wyborczej przeprowadzonej głównie w internecie, na ugrupowanie zagłosowało aż 1,2 mln Hiszpanów. Od tamtej pory Podemos cały czas rośnie w sondażach. Ten dla „El Pais” jest pierwszym, w którym wychodzi na prowadzenie, ale w innych też jest już o krok od szczytu. Najbardziej z tego powodu zgrzytają zębami socjaliści, bo nowa siła to właśnie im podbiera wyborców: młodych, wykształconych i z dużych miast. Podemos przekonuje, że nie jest lewicą ani prawicą, tylko „nową siłą walczącą z okopaną kastą”, i zaprasza w swoje szeregi także rozczarowanych wyborców rządzącej Partii Ludowej. Badania pokazują jednak, że ci wolą w ogóle nie pójść na wybory, niż oddać głos na ugrupowanie, które w ich oczach tworzą wielbiciele Fidela Castro i socjalizmu w stylu wenezuelskim, zwolennicy niepodległości Katalonii oraz apologeci ETA. „Zobaczymy, czy ktoś ci strzeli w kark, ty ch…” – napisał niedawno w pełnej wulgaryzmów wiadomości na Facebooku kastylijski radny konserwatystów, wyrażając zdanie wielu podobnych sobie Hiszpanów. Kieszonkowe dla wszystkich Groźba ta była skierowana do Pablo Iglesiasa, najbardziej znanego działacza Podemos, który do tej pory był rzecznikiem prasowym partii. Ale gdy ten tekst się ukaże, będzie już najprawdopodobniej jej przewodniczącym – w chwili pisania artykułu trwały tygodniowe obrady ruchu, które miały go przekształcić we w pełni zhierarchizowaną formację. Są już jednak pierwsze pęknięcia: przeciw metodzie liczenia głosów protestowało troje (z ogólnie pięciorga) eurodeputowanych ruchu, a wpływowe stowarzyszenie pielęgniarek oskarżyło Iglesiasa i jego współpracowników, że „próbują przekształcić Podemos w część kasty”. To zapowiedź, że jeszcze trudniej będzie partii napisać w końcu swój program. Najpopularniejsza partia w Hiszpanii wciąż go nie ma, chociaż jej czołowi działacze otwarcie deklarują, co chcieliby zmienić w razie zdobycia władzy. Najczęściej pada hasło renegocjacji warunków zadłużenia u zagranicznych wierzycieli, a nawet zaprzestania jego spłaty, co budzi poklask potencjalnych wyborców. Ale co, jeśli przestraszone rynki nagle zakręcą kurek z pożyczkami? Podemos jak dotąd bagatelizuje to ryzyko. Podobnie jak ostrzeżenia, że biznes ucieknie, jeżeli nowa partia dojdzie do władzy i zgodnie z zapowiedziami skróci tydzień pracy do 35 godzin, zmniejszy wiek emerytalny do 60 lat i wprowadzi zakaz zwalniania pracowników w firmach, które przynoszą zysk. Społecznym poparciem cieszą się propozycje cięższych kar za korupcję i zakazania eksmisji, bo w Hiszpanii przez ostatnie trzy lata sporo oburzenia budziło wyrzucanie na bruk zadłużonych rodzin. Ale już obietnica stałego kieszonkowego dla wszystkich obywateli budzi niedowierzanie nawet u sympatyków. W przyszłym programie Podemos będzie też musiało jasno określić swoje stanowisko wobec Katalonii (na razie działacze ugrupowania są w tej sprawie podzieleni). 9 listopada odbyło się tam referendum nad niepodległością – jedynie symboliczne i organizowane przez ochotników, bo wcześniej Trybunał Konstytucyjny uznał je za nielegalne. Ale do urn poszedł co trzeci uprawniony, a za samostanowieniem opowiedziało się 80 proc. głosujących, więc prezydent rządu autonomicznego Artur Mas dzień później wysłał do premiera Mariano Rajoya list z żądaniem zorganizowania kolejnego, już pełnoprawnego referendum. Wojna punicka Mimo braku programu Podemos rośnie w sondażach, bo Hiszpanie chcą przede wszystkim ukarać dotychczasowych polityków, których uważają za zwykłych złodziei. A ostatnio media coraz częściej dostarczają dowodów na to, że w istocie tak jest. W związku z korupcją tylko w październiku w Hiszpanii aresztowano 38 wysoko postawionych urzędników. Drugie tyle było zmuszonych podać się do dymisji, w tym Francisco Granados, jeszcze do niedawna druga postać rządzącej Partii Ludowej w Madrycie. Miał przyjmować wypełnione pieniędzmi koperty w zamian za ustawianie przetargów na kontrakty publiczne: śledztwo przeciw niemu i 50 innym osobom nosi oficjalną nazwę Operacji Punickiej, od wojen Rzymu z Kartaginą, tak jakby prokuratura chciała sprzątnąć finansowe oszustwa z powierzchni ziemi, jak stało się to losem afrykańskiej metropolii. Będzie jednak trudno, bo w tym samym czasie, gdy Granados trafiał do aresztu, inny zespół śledczych stawiał już zarzuty kolejnej grupie. Znalazł się w niej Rodrigo Rato, od 2004 do 2007 r. dyrektor zarządzający Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a potem Caja Madrid, najstarszego hiszpańskiego banku. Caja Madrid w 2010 r. wszedł w fuzję z sześcioma innymi bankami i stworzył Bankię, w której Rato znów został prezesem. Dwa lata później straty Bankii były tak ogromne, że rząd musiał ją ratować najwyższą w hiszpańskiej historii kwotą 19 mld euro. Teraz okazuje się, że w tym samym czasie Rato, inni członkowie rady nadzorczej oraz ich kilkunastu kolegów reprezentujących wszystkie partie polityczne, lekką ręką wydawali pieniądze z formalnie nigdy nieistniejących i zatajonych przed skarbówką kart kredytowych: na biżuterię, ekskluzywne alkohole, wycieczki na safari itp., poszło w sumie 15 mln euro. To m.in. dlatego do wściekłych Hiszpanów tak łatwo trafiają hasła Podemos, że kasta bawi się i ratuje samą siebie za publiczne pieniądze. Politycy nie mogą już wobec tego gniewu pozostawać bezczynni. Po ujawnieniu skandalu z kartami w parlamencie za „zaufanie osobom na to niezasługującym” przepraszał premier Maria
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.