Za kilka dni odsiadkę w więzieniu zaczyna kobieta półżartem nazywana prawdziwą królową Hiszpanii. Isabel Pantoja, wokalistka stylu muzycznego copla, jest tu otoczona prawdziwym kultem, szczególnie na rodzinnym południu – żadna kolorowa gazeta w kraju nie może się obejść bez chociaż krótkiego tekstu o piosenkarce, jej krewni zarabiają na życie, opowiadając o relacjach z nią w telewizyjnych programach plotkarskich, a w Andaluzji, gdy u fryzjera ktoś mówi o Elżbiecie II, to nie ma na myśli brytyjskiej królowej, tylko córkę Pantojy (Isabel to po hiszpańsku właśnie Elżbieta). W zeszłym roku, ku rozpaczy fanów, wokalistka została skazana za pomoc w praniu brudnych pieniędzy, które jej kochanek Julián Muńoz gromadził jako burmistrz Marbelli: odwołania nic nie dały, więc musi teraz zapłacić ponad milion euro kary oraz odsiedzieć 24 miesiące.
Zaskoczenia nie było, bo ostatnio w Hiszpanii panuje atmosfera, jakby miejscowa gospodarka dosłownie opierała się na łapówkach. Tylko w październiku w sprawach o korupcję postawiono zarzuty 127 podejrzanym, w tym wielu politykom – to absolutny rekord kraju.
Nie prawica, nie lewica
Nic dziwnego, że na początku listopada, pierwszy raz od przywrócenia demokracji w Hiszpanii, najpopularniejszym ugrupowaniem nie byli ani socjaliści, ani prawicowa Partia Ludowa. W sondażu zleconym przez dziennik „El Pais” największe poparcie dostało Podemos (pol. Możemy, od „Yes, we can” Baracka Obamy), walczące z korupcją ugrupowanie, założone zaledwie w styczniu w wyniku pospolitego ruszenia, które funkcjonuje dzięki dotacjom zafascynowanych internautów.
Podemos to spadkobiercy tego, co zostało po ruchu Oburzonych, który w maju 2011 r.