Stało się. Hiszpański koncern naftowy Repsol rozpoczął wiercenia poszukiwawcze w okolicach kanaryjskich wysp Fuerteventury i Lanzarote, tak drogich także sercu polskiego turysty. Wcześniej sąd najwyższy oddalił skargę władz lokalnych i ekologów na decyzję administracyjną rządu. Wysłany na odsiecz statek Greenpeace „Arctic Sunrise” z protestującymi (swego czasu aresztowany przez Rosjan na Morzu Barentsa) został zatrzymany i teraz zostanie uwolniony po wpłaceniu 50 tys. euro kary.
Rządząca wyspami, posiadającymi szeroką autonomię, prawicowo-narodowa Coalicion Canaria zapowiada rozpisanie referendum. Ma iść też na skargę do Brukseli, powołując się na istotne zagrożenie, jakie stanowią dla środowiska wiercenia naftowe; wyciek ropy przyniósłby tu niepowetowane straty, zagroził żółwiom, wielorybom oraz turystyce, która jest tu główną siłą napędową. Ale prace trwają: pierwsze dwa odwierty sięgną 3100 m, a następne dwa – 6900 m. Można się pocieszać, że podobne wiercenia poszukiwawcze na sąsiednim szelfie marokańskim zakończyły się niepowodzeniem. Może lepiej, żeby i tutaj nic nie znaleziono.