Gen. David Petraeus był już wtedy od roku dowódcą sił koalicji w Iraku. Na jednym z dyplomatycznych rautów w Bagdadzie podszedł do niego miejscowy prezydent Dżalal Talabani i wręczył mu telefon komórkowy. Zaskoczony Amerykanin spojrzał na ekran: „Drogi generale Petraeus, powinien pan wiedzieć, że ja – Kasim Sulejmani – kontroluję politykę Iranu wobec Iraku, Libanu, Gazy i Afganistanu”.
Autor tego oryginalnego esemesowego coming outu jak zwykle przesadził ze skromnością. Zwyczajowo wycofany i teatralnie niepozorny, nigdy nie podnosi głosu. Doskonale wpisuje się w bliskowschodni model bohatera – zasępiony, milczący, ale z szaleństwem w oczach. Jest jakby kolejną inkarnacją Saladyna, przy czym dziś jego kult rozprzestrzenia się za pośrednictwem serwisu YouTube. Choć lubi o sobie mówić „najmniejszy żołnierz”, 57-letni Sulejmani ma dwie gwiazdki generalskie na ramieniu, teoretycznie więc nie może już dużo bardziej awansować. Ale jego jedyny ziemski zwierzchnik Najwyższy Przywódca Iranu Ali Chamenei wymyślił dla niego nowy stopień i nazywa go „żyjącym męczennikiem rewolucji”.
Przeciwnicy Sulejmaniego z reguły go nienawidzą i jednocześnie podziwiają, choć mało który zna go osobiście. Sam rzadko mówi, raczej bywa cytowany. Żaden zachodni dziennikarz nigdy z nim nie rozmawiał. W bliższej nam estetyce przypomina raczej Karlę, mitycznego boga radzieckich szpiegów z powieści Johna le Carré. Tyle że jest potężniejszy. Irański analityk Hiszam al-Haszimi kręci nosem na treść esemesa do Petraeusa: – To już nieaktualne. On nie kontroluje polityki Iranu wobec jakichś tam państw.