W ramach lekcji moralności udzielanych chińskim działaczom przez przewodniczącego Xi przyszła kolej na golfa. Właśnie ogłoszono decyzję o zamknięciu 66 pól golfowych, w tym trzech w okolicach Pekinu i trzech na tropikalnej wyspie Hainan, ulubionym miejscu uprzywilejowanych. Jak argumentowano, powstały one z naruszeniem licznych przepisów, a przede wszystkim kradną cenne tereny i jeszcze cenniejszą wodę.
Komunistyczna historia golfa jest złożona. Mao go zakazał, zaliczając do rozrywek dekadenckich, po kolejnych odwilżach pola golfowe powstawały falami i nieśmiało, aż w 2004 r. zadekretowano zawieszenie wszelkich nowych projektów. Ale to właśnie od tamtej pory liczba pól wzrosła z 200 do ponad 600, niektóre są oszałamiającej urody. Golf stał się bowiem w Chinach jednym z ważnych wyznaczników statusu. Co po pieniądzach, kiedy nie można ich pokazać? Stąd parcie na nowe inwestycje i rozmaite sposoby na obchodzenie prawa.
Teraz ma być znacznie trudniej. Zwłaszcza od kiedy partyjna Komisja Kontroli i Dyscypliny, z którą nie ma żartów, ogłosiła, że golf nie przystoi działaczom i urzędnikom, bo stanowi znamię luksusu, odrywa od mas i czyni podatnym na korupcję. Niektóre prowincje, jak Guangdong, już zresztą formalnie zakazały gry w golfa swoim kadrom. W zamian dyskretnie sufluje się powrót do ping-ponga, rozrywki godnej i ludowej. Ale, jak się wydaje, to nie ta sama przyjemność.