Tak, siedziba Parlamentu Europejskiego w Strasburgu wygląda na marnotrawstwo. Tak wielkie jak sam budynek w kształcie wieży Babel, stojący na brzegu rzeki Ill. Świeci pustkami przez 317 dni w roku, ale nigdy nie popada w letarg. Normalnym trybem działają ogrzewanie i klimatyzacja. Stołówka wydaje posiłki, choć w jałowych tygodniach karmi przeważnie zwiedzających, rozmaite wycieczki szkolne i członków klubów seniora. Strażnicy pilnują, ogrodnicy strzygą trawę. Myte są hektary okien. Sprzątane parkingi podziemne, kilometry korytarzy, sala plenarna, sale konferencyjne i zebrań, setki pokojów biurowych i obszerne centrum prasowe. Zespół troszczący się o obiekt nie zapomina nawet o regularnym spuszczaniu wody w nieużywanych toaletach, co także spłuczkom nie pozwala popadać w bezczynność.
Utrzymywany w pełnej gotowości gmach zapełnia się średnio 13 razy w ciągu roku, gdy PE zbiera się na posiedzenia plenarne. Każdy z takich zlotów wygląda podobnie: trwa od poniedziałku do czwartku. Prace ruszają na serio dopiero późnym poniedziałkowym popołudniem. Pierwszy poranek tygodnia przeznaczony jest przede wszystkim na dojazd do stolicy Alzacji.
Przybycie posłów i personelu
Posłowie, główni uczestnicy zlotu, jadą ze swoich okręgów równomiernie pokrywających Europę od Finlandii po Portugalię i Cypr. Z reguły, mając prawo do biletu w klasie biznes, lecą samolotami i lądują albo na marnie skomunikowanym lotnisku pod Strasburgiem, albo np. w nieodległym Frankfurcie nad Menem, skąd są dowożeni samochodami. Podobnie z różnych zakątków Europy przyjeżdżają tłumacze – wolni strzelcy i część dziennikarzy obsługujących sesję oraz goście parlamentu, np. działacze organizacji pozarządowych czy głowy państw.