Niemieccy kontrolerzy ruchu lotniczego domagają się technologii pozwalającej zdalnie sterować samolotami pasażerskimi. W wypadkach awaryjnych, takich jak alpejska katastrofa samolotu Germanwings, to pracujący na ziemi kontrolerzy przejmowaliby stery i bezpiecznie sprowadzali samoloty na lotnisko. Rozwiązanie mogłoby być wprowadzone gdzieś po 2020 r.
Niemieckie zrzeszenie pilotów pomysłem wyręczania załogi nie jest zachwycone. Piloci na pewno obawiają się o przyszłość zawodu, wolą więc pozostać najwyższą instancją decydującą o losie samolotu. Podnoszą przy tym, że nowa technologia też może zostać łatwo wykorzystana do niecnych celów, tym razem nie przez pilota, ale naziemnego sternika.
A co będzie lepsze dla nas, pasażerów? Latanie jest najbezpieczniejszą formą podróży, ale emocje podpowiadają, że coś zrobić trzeba. Skoro restrykcyjne zasady bezpieczeństwa w lotnictwie pisane są krwią, to także ostatnie głośne katastrofy muszą zdopingować linie lotnicze.
Zeszłoroczne zagubienie się samolotu malezyjskiego powinno zachęcić do montowania urządzeń pozwalających na bieżąco sprawdzać, co się z maszyną dzieje. Natomiast Alpy do uważnego patrzenia pilotom na ręce i monitorowania ich stanu zdrowia. Czy czas pójść dalej i podziękować pilotom?
Popularność wojskowych bezzałogowych statków latających, czasem sporych rozmiarów, podpowiada, że nie ma przeszkód technicznych. Skoro można prowadzić w ten sposób maszyny bojowe, pewnie uda się również z pasażerskimi.
Inne dziedziny transportu przykładem. Działają automatyczne linie metra, trwają uliczne testy samochodów rzeczywiście jeżdżących prawie samodzielnie, tylko z wykorzystaniem czujników i komputerów.