Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Winny pokonany

Mohammed Mursi skazany na śmierć za zdradę stanu

Eviano Comy / Flickr CC by 2.0
Byłego prezydenta Egiptu już miesiąc wcześniej skazano na 20 lat więzienia.
European External Action Service/Flickr CC by 2.0

Mohammed Mursi, były prezydent Egiptu, jeszcze w kwietniu został skazany na 20 lat więzienia. Kairski sąd uznał go za winnego bezprawnego pozbawienia wolności demonstrantów i ich torturowania w 2012 r. Przeciwko byłemu prezydentowi postawiono w międzyczasie inne zarzuty: szpiegostwo, przygotowywanie zamachów, stworzenie zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa. Właśnie za te ostatnie groziła mu kara śmierci.

Mursi, pierwszy demokratycznie wybrany prezydent Egiptu, wywodzi się z Bractwa Muzułmańskiego, islamistycznej organizacji, która przez dekady wojskowej dyktatury w Egipcie działała w politycznym podziemiu. Po wybuchu Arabskiej Wiosny i obaleniu gen. Hosniego Mubaraka w styczniu 2011 r. Bracia wykorzystali gwałtowną demokratyzację systemu i najpierw wygrali wybory do parlamentu, a później ich kandydat Mursi zdobył prezydenturę.

W 2013 r. wybuchły jednak masowe protesty przeciwko rządom Bractwa, do których w krytycznym momencie przyłączyli się wojskowi i obalili Mursiego, zarzucając mu islamizację państwa, uzurpatorstwo i dzielenie społeczeństwa. I to tych zarzutów dotyczy tak naprawdę wtorkowy wyrok. Oskarżenia o aresztowania i tortury są tylko przykrywką dla rozprawy z wrogiem politycznym, który chciał odebrać wojskowym władzę.

Eksperyment z demokracją

Generałowie nigdy tej władzy w Egipcie nie stracili. Mubarak stał się ofiarą, którą kompleks militarno-biznesowy był w stanie ponieść w zamian za uspokojenie nastrojów społecznych i utrzymanie zakulisowej kontroli.

Sam Mursi nie był święty, ale jako prezydent miał przeciwko sobie administrację państwową, aparat sądowniczy, nie wspominając już o wojsku. Generałowie blokowali jego działania i z satysfakcją patrzyli, jak państwo pogrąża się w chaosie, a wina za to spada na Braci Muzułmanów, by w końcu przejąć rolę zbawiciela narodu i przyłączyć się do demonstrantów.

Reklama