Na pięć dni przed brytyjskimi wyborami przyszła na świat prawnuczka królowej Elżbiety – córeczka księstwa Cambridge, czwarta w linii dziedziczenia tronu. Chociaż Brytyjczycy oszaleli na punkcie drugiego dziecka Kate i Williama, politycy różnej maści prześcigali się w gratulacjach, a konserwatyści zaczęli ogłaszać, że mała księżniczka podniesie wyborców na duchu, to jednak doświadczenie pokazuje, że na ostateczny wynik wyborów raczej nie wpłynie. Wracając pamięcią do 2013 r. i dnia, kiedy na świat przyszedł pierworodny książę Jerzy: wcale to nie pomogło Partii Konserwatywnej wybić się na czoło peletonu, nadal goniła Partię Pracy, która prowadziła w sondażach.
Ale jest pewien efekt trudny do przewidzenia i oszacowania. W tym książęcym radosnym rozgardiaszu ludzie całkowicie przestali myśleć i mówić o wyborach. Co oznacza, że politycy stracili szansę, żeby w ostatniej chwili przekonać do siebie niezdecydowanych. Jak to się odbije na składzie przyszłego rządu, zobaczymy już za tydzień.