Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Napięcia i prąd

Protestujący Palestyńczyk wspina się na słup wysokiego napięcia, by umieścić tam flagi swojego państwa. Protestujący Palestyńczyk wspina się na słup wysokiego napięcia, by umieścić tam flagi swojego państwa. Omer Miron/Demotix / Reporter

Nowy rząd w Jerozolimie, koalicja likudowców Beniamina Netanjahu z prawicowymi i ortodoksyjnymi partiami, musi zmierzyć się z kolejną odsłoną konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Tym razem chodzi o 430 mln dol. długu, który narósł dlatego, że Palestyńczycy nie płacili za prąd, który Izraelczycy dostarczali do ich domów na Zachodnim Brzegu, we Wschodniej Jerozolimie i w Strefie Gazy. Strony nie mogą się dogadać co do ilości zużywanej energii i sposobu ściągania płatności. Izraelskie firmy, które odsprzedają energię władzom samorządowym palestyńskich miast i firmom dystrybucyjnym, uważają, że opłaty od Palestyńczyków powinni ściągać miejscowi urzędnicy. Ci z kolei twierdzą, że firmy dostarczające energię są zarejestrowane w Izraelu, więc palestyńskie urzędy niczego od nich wymagać nie mogą.

W 2010 r. Palestyńczycy nie zapłacili za 37 proc. wykorzystanej energii, a w 2013 r. na konta w Izraelu przelano zaledwie połowę należności. Dużą część zadłużenia generują mieszkańcy Strefy Gazy i rozsianych na Zachodnim Brzegu obozów dla uchodźców. Niezapłacone rachunki tylko z jednego obozu Tulkarm, gdzie mieszka 22 tys. Palestyńczyków, sięgają ponad 15 mln dol. Na razie Izrael potrąca część podatków, które co miesiąc zbiera w imieniu Autonomii Palestyńskiej, twierdząc, że w ten sposób równoważy sobie chociaż część strat. Palestyński rząd zapewnia, że dług spłaci co do grosza, ale mieszkańcy Tulkarm, których nie stać na kurczaka za 6 dol., rachunki za prąd dawno przestali płacić, i w ich sytuacji raczej niewiele się zmieni.

Polityka 20.2015 (3009) z dnia 12.05.2015; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 7
Reklama