Unia Europejska pogroziła palcem Tajlandii. Ten azjatycki kraj jest trzecim największym eksporterem ryb i owoców morza na świecie, a Wspólnota co roku płaci za nie Bangkokowi pół miliarda euro. Teraz jednak ostrzegła, że wprowadzi embargo na tajskie produkty, jeżeli władze nie uporają się z niewolnictwem w sektorze rybnym. Z 300 tys. pracowników aż 90 proc. to imigranci zarobkowi, którzy są zmuszani do życia na kutrach, bo w ostatnich pięciu dekadach Tajowie tak przełowili swoje akweny, że dziś łodzie tygodniami nie wracają do portu. Według organizacji praw człowieka imigrantom płaci się grubo poniżej umawianych stawek, są regularnie bici i zastraszani, padali też ofiarami morderstw. Junta wojskowa, która rok temu przejęła władzę w zamachu stanu, zakazała lokalnym mediom pisać na ten temat, a sama planowała wykorzystać do pracy przymusowej na kutrach więźniów – ostatecznie wycofała się z tego pomysłu pod naciskiem społeczności międzynarodowej. Unijne groźby mogą nie odnieść skutku, bo USA importują czterokrotnie więcej tajskich ryb i owoców morza niż Unia, a żadnego niewolnictwa nie wypominają.