Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Trzeci Bush

Georg, Georg Junior, a teraz Jeb? Czy znowu Bush zostanie prezydentem?

Jeb Bush, mimo obecnej wiedzy, też rozpocząłby wojnę w Iraku. Jeb Bush, mimo obecnej wiedzy, też rozpocząłby wojnę w Iraku. Kevin Lamarque/Reuters / Forum
Jeb Bush, faworyt republikanów w walce o Biały Dom, przyjeżdża pokazać się Polakom. Zawsze uważano go za zdolniejszego od brata‑prezydenta, ale w polityce wiodło mu się gorzej.
Jebowi ciążą związki ze starszym bratem George’em W., którego rządy w latach 2001–09 okazały się dla Ameryki katastrofą.Gage Skidmore/Wikipedia Jebowi ciążą związki ze starszym bratem George’em W., którego rządy w latach 2001–09 okazały się dla Ameryki katastrofą.

Kandydat do Białego Domu powinien mieć młodzieńczą sylwetkę, więc John Ellis Bush (czyli JEB – stąd przybrane imię) codziennie biega, pływa i unika tłustych potraw. Dzięki diecie i forsownym ćwiczeniom nie wygląda na swoje 62 lata – w ostatnich miesiącach zrzucił ponad 15 kg. Ale syn 41. i brat 43. prezydenta, były gubernator Florydy, najchętniej pozbyłby się ważniejszego balastu – własnego dynastycznego nazwiska. To atut przy zbieraniu funduszy na kampanię, gdzie liczy się rozpoznawalność, ale problemy przeważają nad korzyściami. Jebowi ciążą związki ze starszym bratem George’em W., którego rządy w latach 2001–09 okazały się dla Ameryki katastrofą. Pamięć tych lat osłabia pozycję Jeba jako lidera w rozpoczynającym się wyścigu do nominacji prezydenckiej w Partii Republikańskiej. Nie może jednak, ot tak po prostu, od brata się odciąć.

11 maja dziennikarka prawicowej telewizji Fox News Megyn Kelly zapytała Jeba Busha, czy gdyby w 2003 r. wiedział to, co wiadomo dzisiaj, o fałszywych informacjach wywiadu na temat Iraku, podjąłby decyzję o inwazji. Ku jej zdumieniu odpowiedział twierdząco. Następnego dnia to samo pytanie zadał mu dyżurny inkwizytor Fox News Sean Hannity. Bush próbował tym razem uniku – tłumaczył, że nie zrozumiał, o co Kelly chodzi, wreszcie odmówił klarownej odpowiedzi, oświadczając, że to pytanie hipotetyczne, więc nie należy go stawiać.

Za trzecim razem, kiedy o inwazję Iraku zagadnął go jeden z wyborców, Jeb znowu jej nie potępił – chociaż 75 proc. Amerykanów uważa dziś, że nie była warta poniesionych ofiar. Powoływał się na szacunek dla weteranów, którym zakwestionowanie sensu wojny miałoby uwłaczać. Dopiero po czterech dniach wykrztusił z siebie, że owszem – gdyby wiedział to, co wiemy teraz, nie postąpiłby tak jak w 2003 r. ówczesny prezydent.

Wychodził jednak z siebie, by bronić honoru brata – kiedy na spotkaniach z wyborcami pojawiał się temat wojny, chwalił George’a za odważną decyzję o wysłaniu do Iraku dodatkowych wojsk, upierał się, że kiedy w 2009 r. George odchodził z Białego Domu, kraj ten był stabilny, i podkreślał, że kocha swego brata. Powiedział nawet, że były prezydent doradza mu w kwestiach Bliskiego Wschodu.

Braterskie potyczki

Braterska lojalność Jeba nie jest całkiem bezinteresowna. Dubya, jak bywa nazywany George W., odchodził z urzędu z poparciem 35-proc. (jak skompromitowany Nixon), ale po siedmiu latach jego notowania wzrosły. A wśród konserwatywnych republikanów wciąż cieszy się popularnością – ich właśnie Jeb będzie potrzebował w prawyborach. Poza tym chodzi o pieniądze. Aby machina zbiórki funduszy na kampanię, budowana od pokoleń przez Bushów, działała skutecznie, w rodzinie musi być zgoda.

A obu braci nigdy wiele nie łączyło. Różnią się diametralnie – Jeb, z natury nieśmiały, introwertyczny i refleksyjny, jest przeciwieństwem butnego, beztroskiego i gardzącego intelektualnymi pasjami George’a. W dzieciństwie George docinał młodszemu bratu, a potem zaczęła się między nimi rywalizacja o względy rodziców, szczególnie ojca.

Jeb, podobnie jak George, skończył elitarne liceum Phillips Academy w Massachusetts. Zapuścił tam włosy, palił marihuanę i, według biografii Bushów pióra Petera Schweizera, działał w szkolnym „klubie socjalistycznym” – choć tego ostatniego epizodu nie należy podobno traktować poważnie. W ostatniej klasie wyjechał na wymianę uczniowską do Meksyku, gdzie poznał przyszłą żonę, piękną Columbę Gallo. Na University of Texas zrobił dyplom ze studiów latynoamerykańskich, ożenił się z Columbą i podjął pracę w oddziale Texas Commerce Bank w Wenezueli. W 1980 r. pomagał w sztabie wyborczym ojca, rywalizującego z Reaganem o nominację prezydencką.

Na żądanie Columby oboje przeprowadzili się z Teksasu do Miami na Florydzie. Wykorzystując znajomości taty, wszedł tam w biznes nieruchomościowy i w krótkim czasie dorobił się milionów. Wkrótce został sekretarzem transportu w stanowym rządzie Florydy i zaczął planować start w wyborach na gubernatora stanu.

Na tle nieudacznika George’a, który pił, imprezował i ponosił porażki w biznesie, Jeb błyszczał – i to on stał się nadzieją i oczkiem w głowie rodziców. Kiedy w 1994 r. ubiegał się o fotel gubernatora, uchodził za faworyta. George Bush senior miał za złe George’owi W. – który tymczasem nawrócił się i podźwignął z upadku – że zachciało mu się zostać gubernatorem Teksasu; uważał, że niepotrzebnie zabiera zdolniejszemu bratu rodzinne fundusze na kampanię. Tymczasem ku zdumieniu wszystkich to George, czarna owca rodziny, wygrał wybory, a Jeb swoje minimalnie przegrał. Kiedy ojciec zadzwonił do George’a i po gratulacjach wyraził żal z porażki Jeba, Dubya miał do niego pretensję, że rozczula się nad bratem zamiast cieszyć się z triumfu pierworodnego syna.

Cztery lata później Jeb wygrał wybory na gubernatora Florydy, ale starszy brat znowu był górą, ponieważ w 2000 r. został prezydentem USA. Między braćmi rozpoczął się konflikt, bo George zarzucił Jebowi, że jakoby nie zadbał, aby jego zwycięstwo na Florydzie było przekonujące, przez co doszło do ponownego liczenia głosów i rozstrzygania wyniku przez Sąd Najwyższy.

Po dwóch kadencjach w fotelu gubernatora Florydy Jeb przeszedł do sektora prywatnego, został konsultantem w bankach Lehman Brothers i Barclays, pomnożył swój majątek i rozbudował sieć kontaktów. W 2012 r. rozważał kandydowanie na prezydenta, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że szanse ma niewielkie, bo nazwisko Bush niedobrze się kojarzy.

Według niektórych źródeł głównym powodem były jednak problemy z małżonką. Media ujawniły, że w czasie wycieczki do Paryża Columba kupiła ubrania i biżuterię za 19 tys. dol., ale po powrocie zadeklarowała na lotnisku wydatki za 500 dol. – twierdziła potem, że chciała ukryć w ten sposób swoją rozrzutność przed mężem. Jeb bronił żony, która z kolei nigdy nie kryła, że nie lubi, gdy małżonek poświęca czas polityce kosztem rodziny.

Najważniejsze stanowisko

W styczniu Jeb Bush oświadczył, że rozważa start w wyborach 2016 r. Jego wizyty w kluczowych stanach i intensywne gromadzenie funduszy na kampanię utwierdzają obserwatorów w przekonaniu, że tym razem zdecydował się już rzucić kapelusz na ring. W lutym jednak, na dorocznej konferencji konserwatystów (CPAC) w National Harbor w stanie Maryland, przywitało go buczenie – głośniejsze nawet niż to, które rozległo się przy nazwisku Hillary Clinton. W środowiskach ultraprawicy, zwłaszcza z Tea Party, Bush uchodzi za zbyt umiarkowanego, a nawet za RINO, czyli republikanina tylko z nazwy (ang. Republican in Name Only).

Fakt, że przyprawiono mu taką gębę, jest miarą ewolucji Partii Republikańskiej w ostatnich latach, ponieważ rządząc na Florydzie, czyli całkiem niedawno, Jeb Bush uważany był – słusznie – za jednego z najbardziej konserwatywnych gubernatorów w Ameryce.

Jako gubernator Jeb obciął wydatki budżetowe, dzięki prywatyzacji części usług publicznych radykalnie zmniejszył stanową biurokrację, i mimo obniżania co rok podatków zostawił po 8 latach budżetową nadwyżkę. Prawica zasypała go pochwałami, nazywając „najbardziej efektywnym” gubernatorem w kraju. Chociaż pomógł mu ówczesny boom nieruchomościowy i miliardy dolarów uzyskane przez stan z odszkodowań od koncernów tytoniowych, masowo pozywanych wtedy przez ofiary palenia. Jeb zasłynął najbardziej zażartą walką o „prawo do życia” Terri Schiavo, kobiety w stanie wegetatywnym po wypadku, którą mąż chciał odłączyć od aparatury (sąd przyznał rację mężowi, uznając przypadek za beznadziejny). Przeforsował też na Florydzie jedne z najbardziej restrykcyjnych ustaw antyaborcyjnych. Przeprowadził wreszcie typowo konserwatywną reformę edukacji, organizując tworzenie szkół czarterowych – publicznych, ale działających niezależnie od systemu i opartych na zasadzie rozliczania nauczycieli z wyników nauczania. W sumie polityka Jeba była bardziej zgodna z konserwatywną linią niż polityka jego brata prezydenta.

Po kryzysie 2008 r. Ameryka jednak się zmieniła i w Partii Republikańskiej do głosu doszli radykalni herbaciani, dla których dorobek młodszego Busha nie za bardzo się liczy. Po odejściu z urzędu Jeb zbliżył się ku centrum i poważnie naraził ultrasom. Potępiają go za stanowcze poparcie dla reformy imigracyjnej, a ściślej, stopniowej legalizacji pobytu i pracy w USA nielegalnych imigrantów, w większości z Ameryki Łacińskiej.

Bush od dawna stawia na przyciągnięcie do Partii Republikańskiej Latynosów, najszybciej rosnącego elektoratu, i dał tu osobisty przykład – z meksykańską żoną i dziećmi mówi zwykle w domu po hiszpańsku. Konserwatyści nie mogą mu też wybaczyć, że poparł inicjatywę tzw. Common Core, czyli wprowadzania w szkołach ogólnokrajowych standardów nauczania. Prawica woli pozostawić programy szkół całkowicie w gestii stanów i społeczności lokalnych.

Jeb nawrócony

Konserwatyzm Busha, podobnie jak jego ojca i starszego brata, jest raczej tradycyjny. Wszyscy, z Jebem włącznie, uważali, że wprawdzie rząd jest problemem, ale warto czasem użyć go do realizacji politycznych celów. Tymczasem coraz silniejszy w Partii Republikańskiej nurt libertariański, reprezentowany przez Tea Party, traktuje walkę z rządem dogmatycznie i uważa, że wszelkie przejawy umacniania jego kompetencji są godne potępienia. Amerykańscy korwiniści nie mogą wybaczyć Bushowi seniorowi (1989–93), że złamał obietnicę i podniósł podatki, a George’owi W. mają za złe, że zgodził się na ogromne zwiększenie wydatków federalnych, m.in. przez objęcie refundacją z Medicare (federalne ubezpieczenia zdrowotne dla emerytów) leków na receptę i pozwolił na ratowanie wielkich banków przed niewypłacalnością. Przez rodzinne skojarzenie odium spada na Jeba – jego również postrzega się jako zwolennika rozdymania deficytu, niezdolnego do powstrzymania rozbudowy federalnej biurokracji. A także sztandarowego przedstawiciela zamożnych elit znienawidzonych przez herbacianych populistów.

Aby poprawić swój wizerunek w oczach herbacianej prawicy, Jeb zdystansował się ostatnio od swego brata. Skrytykował go za nadmierne wydatki rządowe, mówiąc, że mógł wetować urągające dyscyplinie budżetowej ustawy Kongresu. Potwierdził też swój sprzeciw wobec legalizacji małżeństw homoseksualnych. Jego oświadczenie w tej sprawie było uderzająco mocne – powiedział, że należy stanowczo poprzeć małżeństwo tradycyjne i to niezależnie od tego, jak zadecyduje Sąd Najwyższy, ponieważ tak naucza Kościół katolicki (Jeb, jako jedyny z protestanckiej rodziny, nawrócił się, pod wpływem żony, na katolicyzm). Idące pod prąd opinii deklaracje – w USA rośnie poparcie dla małżeństw gejów – pomogą mu w prawyborach, ale mogą zaszkodzić w ostatecznej rozgrywce z demokratycznym przeciwnikiem.

Zapowiedź przyjazdu do Polski brzmi intrygująco. W przeszłości rzadko zdarzało się, by faworyt do nominacji prezydenckiej zahaczył o nasz kraj (podróż obejmie poza tym Niemcy i Estonię). Obama jako kandydat w 2008 r. ograniczył się do Europy Zachodniej. W kampanii 2012 r. jego republikański rywal Mitt Romney odwiedził Warszawę i Gdańsk, ale nic z tego nie wynikło. Czy wizyta Jeba Busha ma jakieś znaczenie?

W przemówieniu w Columbus w stanie Ohio w kwietniu Bush nakreślił wizję polityki międzynarodowej, która w kontekście nowej sytuacji w Europie wydaje się obiecująca. Zapowiedział, że jako prezydent będzie nalegał, by NATO rozmieściło więcej wojsk w Europie Środkowo-Wschodniej, nie szczędził ostrych słów Putinowi i wezwał do potwierdzenia wynikających z artykułu 5 sojuszu gwarancji bezpieczeństwa dla państw bałtyckich. Skrytykował przy okazji Obamę za wycofywanie wojsk z zapalnych regionów, jego próby porozumienia z Iranem i politykę nacisków na Izrael. Było to zgodne z myśleniem o świecie typowym dla elit Partii Republikańskiej, bardziej asertywnej i jastrzębiej w kwestiach polityki zagranicznej i obronnej niż demokraci.

Bush nie okazał, na szczęście, skłonności do izolacjonizmu, przejawianych przez część republikanów, szczególnie skrzydło libertariańskie skupione wokół popularnego senatora Randa Paula. Skład przyszłego zespołu doradców ogłoszony przez Jeba sugeruje jednak, że trudno na razie coś przewidywać na temat jego przyszłej polityki zagranicznej – znaleźli się w nim zarówno neokonserwatyści z ekipy brata, jak i przedstawiciele Realpolitik z drużyny Busha seniora, np. były sekretarz stanu James Baker i były szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego Brent Scowcroft. Może tylko niepokoić obecność w drużynie postaci takich jak architekt wojny w Iraku Paul Wolfowitz.

Sam Jeb nie ma w polityce zagranicznej żadnego doświadczenia i krytykuje urzędującego prezydenta jak każdy kandydat opozycji, któremu przychodzi to łatwo, bo nie ponosi żadnej odpowiedzialności.

Konserwatyzm z uśmiechem

Czy Jeb Bush zdobędzie nominację prezydencką? Zebrane dotąd wielomilionowe fundusze na kampanię onieśmieliły, jak dotąd, tylko Mitta Romneya, który wycofał się z rywalizacji. Inni najpoważniejsi konkurenci – senator z Florydy Marco Rubio, były gubernator Wisconsin Scott Walker i senator z Teksasu Ted Cruz – nie rezygnują z walki. Ich zwolennicy argumentują, że w konfrontacji z Hillary Clinton – niemal pewną kandydatką demokratów – nie będzie mógł jej atakować jako „zgranej karty”, osoby z zamożnej prezydenckiej rodziny, która swój awans przynajmniej częściowo zawdzięcza familijnym koneksjom. I mającej poczucie, że Biały Dom się jej należy. Sam Jeb oczywiście jest emanacją tego wszystkiego, i to w dwójnasób. Ameryka – wywodzą jego przeciwnicy – nie będzie gotowa na trzeciego Busha.

Jeb ma jednak wiele istotnych atutów. W Partii Republikańskiej doskonale ocenia się jego dorobek jako gubernatora Florydy, jednego z największych stanów, „swingujących” zwykle w wyborach między obu partiami. Styl jego wystąpień – miękki, pojednawczy, otwarty na dialog, sprawia, że najbardziej prawicowe przesłanie wydaje się strawne dla wahających się wyborców. To konserwatyzm z uśmiechem, w stylu Ronalda Reagana. Albo Andrzeja Dudy. Płynna hiszpańszczyzna Jeba i jego związki z Ameryką Łacińską mogą przeciągnąć na jego stronę część Latynosów. Establishment republikański trafnie kalkuluje, że spośród kandydatów do nominacji on właśnie jest najbardziej wybieralny w konfrontacji z nominatem demokratów. To dlatego będzie forsował Jeba w prawyborach.

Od ponad 50 lat, czyli niefortunnego epizodu z nominacją Barry’ego Goldwatera, republikanie stawiają na polityków atrakcyjniejszych dla politycznego centrum.

Polityka 23.2015 (3012) z dnia 31.05.2015; Świat; s. 64
Oryginalny tytuł tekstu: "Trzeci Bush"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną