Turkmeński przywódca Gurbanguły Berdymuchamedow nosi tytuł Narodowego Hodowcy Koni, a Dzień Konia jest tutaj hucznie obchodzonym świętem narodowym. Nic dziwnego, że na odsłoniętym właśnie 21-metrowym pomniku w centrum Aszchabadu pozłacany przywódca siedzi na rumaku. Analogie do słynnego monumentu, jaki caryca Katarzyna wystawiła w Petersburgu Piotrowi Wielkiemu, są uzasadnione. 57-letni prezydent, z zawodu dentysta, zastąpił w 2006 r. zmarłego na zawał Saparmurata Nijazowa, który nazwał się Turkmenbaszą, zmienił nazwy dni i miesięcy, na podobieństwo swoje i rodziny, zamykał szpitale poza stolicą, zabronił opery i cyrku oraz ograniczył szkolnictwo wyższe. Następca nazwał się skromnie Arkadagiem, Patronem, i poodkręcał szereg ekscentrycznych decyzji poprzednika (rozbudzając nadzieje na normalność). A wielki pomnik Nijazowa w kształcie pozłacanej wieży, która obraca się za słońcem (jeden z 14 tys. poświęconych Turkmenbaszy), przeniósł na obrzeża stolicy.
Z czasem jednak Patron w ekscentrycznych dokonaniach poszedł w ślady poprzednika. Zarządził na przykład, aby całe 5-mln społeczeństwo w ciągu trzech miesięcy zaopatrzyło się w rowery. Te starania o kondycję fizyczną narodu zostały docenione. Trzy lata temu w wyborach uzyskał 97 proc. głosów. O Turkmenistanie chciałoby się słyszeć częściej, niestety, nie wpuszcza się tam zachodnich dziennikarzy, a miejscowi głównie układają wiersze na cześć przywódcy. Turkmenistan ma jednak czwarte co do wielkości złoża gazu na świecie, więc toczą się o nie podchody z udziałem Chin, Rosji i Unii Europejskiej. Co każe raporty o (nie)przestrzeganiu praw człowieka chować raczej na dno szuflady.