Papierosy mają prawdziwie boskich adwokatów. Korporacje tytoniowe miały swego czasu problem z muzułmanami. Co piąty człowiek jest wyznawcą Allaha, więc to wielki rynek, a w dodatku rozwojowy z powodu demografii. Problem leżał w tym, że od XVII w. w muzułmańskim orzecznictwie przyjęło się uważać, że tytoń i w ogóle wszystkie używki to grzech. Co wymyślili genialni adwokaci?
Robert Proctor w książce „Golden Holocaust” opisuje, jak w połowie lat 90. korporacje zaprosiły na konferencję kilku liczących się islamskich duchownych, sypnęły groszem i okazało się nagle, że umiarkowane puszczanie dymka jest jednak dopuszczalne. Tytoniowi prawnicy w pewnym momencie tak się rozkręcili, że używając historycznych argumentów, zdołali przekonać kilku gości o tym, iż sam Mahomet był palaczem. Dziś takie kraje muzułmańskie jak Egipt, Bangladesz czy Indonezja to dla biznesu tytoniowego prawdziwe eldorado.
Adwokaci papierosów nie tracą formy. Pod koniec maja reprezentanci dwóch największych koncernów tytoniowych świata wnieśli do najwyższego sądu Wielkiej Brytanii oskarżenie przeciwko rządowi Davida Camerona. Philip Morris International i British American Tobacco domagają się zablokowania przepisów, które już od przyszłego roku wymuszą na producentach papierosów pakowanie swojego towaru w proste, szare pudełka bez logo marki. W zamian mają być one „ozdobione” napisami i elementami graficznymi ukazującymi koszmarne konsekwencje nałogowego spalania zawartości. Plus nazwa marki – drobnym drukiem i określoną przez prawo czcionką.
To pierwsze takie rozwiązanie w Europie. I od razu pierwszy pozew ze strony koncernów.