Łukasz Wójcik
7 lipca 2015
Czy Unia daruje Grecji
No to Grimbo
Grecki kryzys to okazja, aby projekt euro zacząć od nowa. Atenom już niewiele można pomóc.
W niedzielnym referendum ponad 61 proc. Greków poparło swojego premiera Aleksisa Tsiprasa – aż tyle i tylko tyle. Wyciąganie dalej idących wniosków z tego wyniku jest ryzykowne. W głosowaniu formalnie chodziło o warunki wypłaty ostatniej transzy umowy pomocowej – tzw. drugiego bail-outu. Tsipras ostatecznie odrzucił tę ofertę, uznając wymagania Brukseli za zbyt wygórowane, i odwołał się do woli narodu. Zanim jednak Grecy poszli głosować, Bruksela wycofała ofertę.
W niedzielnym referendum ponad 61 proc. Greków poparło swojego premiera Aleksisa Tsiprasa – aż tyle i tylko tyle. Wyciąganie dalej idących wniosków z tego wyniku jest ryzykowne. W głosowaniu formalnie chodziło o warunki wypłaty ostatniej transzy umowy pomocowej – tzw. drugiego bail-outu. Tsipras ostatecznie odrzucił tę ofertę, uznając wymagania Brukseli za zbyt wygórowane, i odwołał się do woli narodu. Zanim jednak Grecy poszli głosować, Bruksela wycofała ofertę. Niedzielne zwycięstwo wzmacnia politycznie Tsiprasa. Ucisza wzbierające ostatnio głosy niezadowolenia w koalicji rządowej. „A teraz siadamy do rozmów. Umowa będzie szybko” – zapewnił w niedzielny wieczór grecki premier. To się raczej nie uda. Greków nie zadowolą już warunki zbliżone do tych z ostatnich dni czerwca. Efekt referendum – z ich perspektywy – powinien się przełożyć na wyraźne zmiany w umowie na korzyść Aten, a w szczególności restrukturyzację, czyli darowanie przynajmniej części greckiego długu. Bo w przeciwnym razie po co było w ogóle głosować? Ale tego najważniejszego ustępstwa ze strony Brukseli nie będzie. Przynajmniej w dającej przewidzieć się przyszłości. Aby darować długi – które Grecja ma dziś przede wszystkim wobec instytucji publicznych, a nie prywatnych – potrzebna byłaby zmiana unijnych traktatów, które wprost zabraniają przejmowania zobowiązań jednego członka strefy euro przez innych. A to nie jest sprawa do załatwienia w kilka letnich tygodni. Poza tym podstawą brukselskich negocjacji jest umożliwienie adwersarzowi wyjścia z twarzą w każdych okolicznościach. Pod ścianą można postawić mniejsze kraje, typu Litwa czy Cypr. Te większe, a już w szczególności Niemcy, nie mogą sobie pozwolić na takie traktowanie. A dziś pole manewru po greckim referendum bardzo się zawęziło – znikome stały się szanse na umowę, po której jednocześnie Berlin zachowałby twarz, a Grecy poczuli, że ich głos się liczy. 1. Grecka gospodarka jest jak pacjent w śpiączce farmakologicznej – doraźne leczenie przestało działać, delikwent jest niejako w stanie zawieszenia, oczekując na nową terapię. Jeśli przyjąć, że gotówka jest krwiobiegiem gospodarki, to chory stracił jej bardzo wiele. Pod koniec czerwca, wraz z rosnącym napięciem na linii Ateny–Bruksela, Grecy masowo zaczęli wyciągać z banków swoje euro, obawiając się, że rząd wymieni je na drachmy. W takich sytuacjach pomaga Europejski Bank Centralny (EBC), który udziela awaryjnego kredytu, aby nie doszło do zapaści w systemie bankowym. Po zerwaniu przez grecki rząd negocjacji ze strefą euro EBC nie zlikwidował linii kredytowej dla greckich banków, ale zapowiedział, że już jej nie zwiększy. Rząd w Atenach musiał więc zamknąć banki (ograniczył wypłaty do 60 euro dziennie) i wprowadzić tzw. kontrolę przepływu kapitału. Już blisko dwa tygodnie grecka gospodarka funkcjonuje więc w zasadzie bez gotówki. Jak długo to może potrwać? Eksperci teoretyzują o kilku miesiącach. Problem w tym, że do 20 lipca Grecja musi oddać 3,5 mld euro EBC – jeśli tego nie zrobi, pożyczkodawca zamknie linię kredytową. Szybkim ratunkiem mogłaby być nowa terapia, czyli trzeci już program pomocowy (bail-out) dla Grecji. Ten jednak wymaga długiej procedury. Najpierw Komisja Europejska ocenia sam wniosek o pomoc. Następnie ministrowie finansów strefy muszą dostać zgodę na rozpoczęcie negocjacji (konieczne pierwsze głosowanie w Bundestagu), a po zakończeniu rozmów kraje strefy muszą jeszcze zatwierdzić ostateczne warunki bail-outu (drugie głosowanie w Bundestagu). Głównie z powodu Niemców termin do 20 lipca wydaje się niemożliwy. 2. W takim wypadku możliwe są dwa scenariusze: szybki i wolny. Ten pierwszy to dyskutowany od miesięcy Grexit. Rząd w Atenach nie może bez końca wstrzymywać wypłat pensji czy emerytur, a ponieważ nie ma euro i nie dostanie euro od EBC, może sobie „wydrukować” nową walutę. W sensie praktycznym nie musi faktycznie wydrukować nowych banknotów. Na początek wystarczy, że stosownie opieczętuje wszystkie eurobanknoty wypłacane z banków. Będzie to równoznaczne z szokowym wybudzeniem pacjenta ze śpiączki. Nowej waluty, najpewniej drachmy przeliczanej w stosunku 1 do 1 wobec euro, wszyscy natychmiast będą chcieli się pozbyć, a niewielu kupić, więc jej wartość może od razu spaść nawet o 30 proc. O tyle również spadnie wartość oszczędności w bankach, które zostaną przymusowo wymienione na drachmy. Zagraniczni inwestorzy sprzedadzą, co się da, i wyjadą, inflacja wystrzeli i wyparuje nawet kilkanaście procent PKB. Plusy tego rozwiązania są dwa. Po pierwsze, Grecja przestanie spłacać zadłużenie (wierzyciele nie będą już w stanie wyegzekwować spłaty – chyba że na drodze interwencji zbrojnej). Po drugie, wraz ze spadkiem wartości nowej waluty towary i usługi z Grecji staną się dużo tańsze dla reszty świata – w dłuższej perspektywie podskoczy więc eksport. Ale pacjent odejdzie ze strefy euro w zaświaty. Druga opcja nazywa się Grimbo – to połączenie angielskich słów Greece i limbo, czyli otchłań. 20 lipca Grecja nie oddaje pieniędzy EBC, bank zamyka linię kredytową. Ateny nie rezygnują z euro, ale ponieważ nie mają tej waluty, zaczynają płacić tzw. skryptami dłużnymi – to jeszcze nie waluta, ale dokument poświadczający zadłużenie. Takie papiery dostanie cała sfera budżetowa jako wypłatę. Z czasem państwo dopuści opłacanie podatków skryptami. Różnica z Grexitem polega na tym, że wszystko dzieje się dobrowolnie – państwo nie wymienia prywatnych oszczędności w euro na drachmy. Natomiast zaleta Grimbo jest czas – kraj może miesiącami pozostawać w otchłani bez podejmowania nieodwracalnych decyzji, dając politykom szanse na porozumienie. Grimbo to już jednak nie śpiączka, tylko hibernacja i po wybudzeniu gospodarka może wpaść w jeszcze głębszą zapaść niż przy Grexicie. Wtedy, przy braku wsparcia z Brukseli, wyjście ze strefy euro i tak może się okazać nieuniknione. 3. Na krótką metę wyjście Grecji ze strefy już nikogo nie przeraża. Stworzy jednak precedens: w przyszłości inne zadłużone państwa strefy zamiast uciążliwych reform mogą wybrać drzwi z napisem „exit”, szczególnie jeśli grecka gospodarka już na wolności z czasem odzyska konkurencyjność. Z drugiej strony, po greckim precedensie silniejsze kraje strefy mogą próbować wypychać z euro słabszych członków. Grexit wzmocni też partie eurosceptyczne. W obliczu tej porażki projektu strefy walutowej mogą one przekonująco żądać od Brukseli zwrotu części uprawnień rządom krajowym, co niewątpliwie spodoba się coraz bardziej przerażonym wyborcom. Kluczowe będzie stanowi
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.