Po przywróceniu stosunków dyplomatycznych pomiędzy Ameryką a Kubą i otwarciu ambasad, które z obu stolic zniknęły w latach 60., okazało się, że na całym świecie są jeszcze tylko trzy kraje, z którymi Stany Zjednoczone nie mają stosunków dyplomatycznych i gdzie nie urzędują ich ambasadorowie. Chodzi oczywiście o Iran, z którym Waszyngton zerwał stosunki dyplomatyczne w 1980 r., kilka miesięcy po tym, jak irańscy studenci zajęli amerykańską ambasadę w Teheranie i uwięzili w niej 52 amerykańskich zakładników. O Koreę Północną, z którą relacje zawsze były złe, a pogorszyły się jeszcze bardziej w 2011 r., kiedy władzę przejął Kim Dzong Un. I o Bhutan.
Leżący w Himalajach, między Indiami a Chinami, Bhutan od momentu wstąpienia w 1971 r. do ONZ unika zaangażowania w politykę zagraniczną. Nie ma stosunków dyplomatycznych z żadnym z pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ. Tylko dwa kraje, Bangladesz oraz sąsiednie Indie, mają w stołecznym Thimphu swoich ambasadorów. To właśnie Indie jeszcze 10 lat temu wypowiadały się w imieniu Bhutanu, który nie prowadził samodzielnie swojej polityki zagranicznej. Dzisiaj Bhutańczycy dbają o swoje interesy bez niczyjej pomocy, ale o nawiązanie stosunków dyplomatycznych ze Stanami nigdy nie zabiegali. Podobnie jak Amerykanie. Pewnie dlatego, że oba kraje nigdy nie miały ze sobą żadnych sporów.