Jeszcze w czerwcu nikt nie dawał mu żadnych szans – wydawał się zbyt radykalny. Dopisano go do listy kandydatów na 15 minut przed upływem terminu zgłoszeń, aby „członkowie partii mieli do wyboru szeroki wachlarz kandydatów”, jak dyplomatycznie powiedział jeden z jego zwolenników.
Bukmacherzy dawali wówczas Corbynowi szansę 100:1. Na pierwszym miejscu w wyścigu o przywództwo w Partii Pracy była umiarkowana Yvette Cooper. Lewicowy tygodnik „New Statesman” nie widział powodu, aby zrobić z nim wywiad, bo – jak przekonywała redakcja – „tak bardzo przewidywalne wydawały się jego poglądy i tak kompletnie wydawał się pozbawiony znaczenia”.
Nawet Corbyn nie bardzo wierzył w swoje szanse. „Potrzebujemy debaty w partii – powiedział wówczas serwisowi „Daily Politics”, który zapytał go, po co kandyduje. – Mam nadzieję, że po tej debacie Partia Pracy bardziej stanowczo przeciwstawi się polityce oszczędności i zubożeniu najbiedniejszych Brytyjczyków”.
Dziś na spotkania z Corbynem przychodzą tłumy: 1300 osób w Liverpoolu, 1500 w Camden. Wynajęte sale okazują się za małe. W ostatnim tygodniu lipca poparł go potężny związek zawodowy Unison, zrzeszający głównie pracowników sektora publicznego. Parę dni wcześniej opowiedział się za nim największy brytyjski związek Unite (1,4 mln członków). Do głosowania na Corbyna wezwało ponad 150 terenowych organizacji partyjnych – więcej niż na każdego z kontrkandydatów.
1.
Jeremy Corbyn ma 66 lat i nie jest nowym człowiekiem w brytyjskiej polityce.