Przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla tunezyjskiemu Kwartetowi Dialogu Narodowego to – mimo wszystko – zastanawiający wybór. Organizacje społeczne zrzeszone w Kwartecie odegrały ważną rolę w obronie młodej demokracji, ale to nie one wzięły na siebie ryzyko polityczne. 11-milionowa Tunezja to przykład jedynej udanej transformacji politycznej po arabskiej wiośnie. Choć rządzi postreżimowa partia Nidaa Tounes, to jednak do władzy doszła w sposób demokratyczny. Wcześniej jednak miejscowi islamiści z Partii Odrodzenia (Hizb en-Nahda), którzy wygrali pierwsze wolne wybory w 2011 r., uzgodnili z opozycją tekst nowej liberalnej konstytucji, a potem oddali władzę, rezygnując m.in. z wystawienia kandydata na prezydenta. Właśnie to porozumienie wynegocjował nagrodzony Noblem Kwartet.
Realizacja umowy jednak szwankuje. Obecne władze zablokowały pracę komisji, która miała zbadać zbrodnie obalonego reżimu. W tym roku krajem wstrząsnęły dwa zamachy terrorystyczne, w których zginęło 60 osób. Tunezja nie jest w stanie opanować granicy z Libią, przez którą przenikają terroryści i broń. Nie potrafi też powstrzymać swoich obywateli, którzy chętnie przyłączają się do tzw. Państwa Islamskiego. To, że w takich warunkach Tunezja nadal jest demokratyczna, jest zasługą liderów największych ugrupowań, przede wszystkim szefa Partii Odrodzenia Raszida Ganusziego, który przekonał swoich zwolenników, aby nie chwytali za broń, lecz startowali w wyborach. Nawet jeśli mogą przegrać.