Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

ONZ: między sukcesem a rozczarowaniem

Adam Daniel Rotfeld, były minister spraw zagranicznych. Adam Daniel Rotfeld, były minister spraw zagranicznych. Archiwum prywatne
70. rocznica powstania Organizacji Narodów Zjednoczonych skłania do zadumy. Czym należy tłumaczyć na przykład to, że dziś w Polsce sceptycyzm i rozczarowanie rolą, jaką odgrywa ONZ, przeważają nad wiarą i nadzieją?

Na pozór odpowiedź jest prosta: sceptycyzm i rozczarowanie z reguły są funkcją oczekiwań. Im są one wyższe – tym głębsze rozczarowanie. W rozumieniu wielu krytyków ONZ jest „rządem światowym”, który rządzi źle i nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Powiedzmy jasno: takie postrzeganie tej organizacji i zgłaszane pod jej adresem pretensje są nieporozumieniem.

ONZ z założenia nie miała pełnić roli żadnego światowego rządu. Miała zastąpić działającą w okresie międzywojennym Ligę Narodów, nie powtarzać jej błędów. Wzmocnić znaczenie globalnych mocarstw w procesie decyzyjnym. USA, ZSRR (Rosja), Chiny, Wielka Brytania i Francja otrzymały status stałych członków Rady Bezpieczeństwa, którym przysługuje prawo weta. ONZ była powołana w specyficznym momencie historycznym, kiedy państwa antyhitlerowskiej koalicji były o krok od zwycięstwa. Ten moment znalazł odbicie zarówno w samej nazwie organizacji, jak i w konkretnych postanowieniach dokumentu założycielskiego.

1.

Początki moich związków z ONZ wiążą się z latami studenckimi. Były to lata „odwilży” – po październiku 1956 r. Na jedno ze studenckich seminariów przyjechał Brytyjczyk John Roper, późniejszy członek Izby Lordów. John był w tym czasie przewodniczącym Brytyjskiego Studenckiego Stowarzyszenia Przyjaciół ONZ i namawiał nas do utworzenia podobnej organizacji w Polsce. Na fali zachodzących w Polsce przemian to się udało.

Należałem do współzałożycieli Studenckiego Stowarzyszenia Przyjaciół ONZ w Polsce (SSP ONZ), a kilka lat później zostałem przewodniczącym tej organizacji.

Reklama