Na pozór odpowiedź jest prosta: sceptycyzm i rozczarowanie z reguły są funkcją oczekiwań. Im są one wyższe – tym głębsze rozczarowanie. W rozumieniu wielu krytyków ONZ jest „rządem światowym”, który rządzi źle i nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Powiedzmy jasno: takie postrzeganie tej organizacji i zgłaszane pod jej adresem pretensje są nieporozumieniem.
ONZ z założenia nie miała pełnić roli żadnego światowego rządu. Miała zastąpić działającą w okresie międzywojennym Ligę Narodów, nie powtarzać jej błędów. Wzmocnić znaczenie globalnych mocarstw w procesie decyzyjnym. USA, ZSRR (Rosja), Chiny, Wielka Brytania i Francja otrzymały status stałych członków Rady Bezpieczeństwa, którym przysługuje prawo weta. ONZ była powołana w specyficznym momencie historycznym, kiedy państwa antyhitlerowskiej koalicji były o krok od zwycięstwa. Ten moment znalazł odbicie zarówno w samej nazwie organizacji, jak i w konkretnych postanowieniach dokumentu założycielskiego.
1.
Początki moich związków z ONZ wiążą się z latami studenckimi. Były to lata „odwilży” – po październiku 1956 r. Na jedno ze studenckich seminariów przyjechał Brytyjczyk John Roper, późniejszy członek Izby Lordów. John był w tym czasie przewodniczącym Brytyjskiego Studenckiego Stowarzyszenia Przyjaciół ONZ i namawiał nas do utworzenia podobnej organizacji w Polsce. Na fali zachodzących w Polsce przemian to się udało.
Należałem do współzałożycieli Studenckiego Stowarzyszenia Przyjaciół ONZ w Polsce (SSP ONZ), a kilka lat później zostałem przewodniczącym tej organizacji.