Marek Ostrowski: – Tyle dziś się mówi o powszechnym deficycie demokracji, w tym w organizacjach międzynarodowych, także w organach Unii Europejskiej. ONZ nazywa się Organizacją Narodów, a przecież to organizacja rządów, a nie społeczeństw.
Roman Kuźniar: – To nieporozumienie ma charakter semantyczny. Po angielsku nation to także państwo. Ważniejsze jest, że społeczeństwa, narody są zorganizowane i mają swoją reprezentację – strukturę państwową, zwłaszcza rząd. ONZ jest związkiem państw, organizacją międzyrządową, inaczej nie mogłaby działać. Tylko rządy są uprawnione do podejmowania wiążących zobowiązań, tylko one mają instrumenty, aby wykonywać owe zobowiązania. A społeczeństwa, które przecież są wewnętrznie bardzo zróżnicowane i podzielone, muszą mieć jakąś jedną reprezentację na zewnątrz.
Poszczególne grupy społeczne też mają swoje reprezentacje w postaci organizacji pozarządowych i one są obecne w ONZ, uczestniczą w pracy jej organów. Poza tym mogą w konkretnych sprawach rozstrzyganych na forum ONZ wywierać presję na swoje rządy, i tak robią. Zatem teza o deficycie demokracji w ONZ jest nietrafiona.
Karta narzuca Organizacji charakter uniwersalny, nie wyklucza z ONZ krajów niedemokratycznych, nawet obrzydliwych dyktatur, których nie chcielibyśmy honorować na żadnym forum. Jaki mamy pożytek z takiej uniwersalności?
Demokracja, wbrew temu, co my sądzimy w Europie, nie jest jedynym sposobem legitymizacji władzy. Często jest nim tradycja umocowana w kulturze czy religii. W wielu krajach wolne wybory – u nas sedno demokracji – z uwagi na inny kontekst kulturowy mogłyby doprowadzić do katastrofy.