Baltimore czeka na uchodźców
Amerykańskie Baltimore chciałoby przyciągnąć więcej uchodźców. Czyli da się
Baltimore jest dzisiaj chyba jedynym miastem, którego władze chciałyby przyciągnąć większą liczbę uchodźców. Kiedyś było kwitnącym portowym i przemysłowym miastem, ale od lat podupada i wyludnia się. W 1960 r., z 960 tys. mieszkańców, było szóstą metropolią Stanów Zjednoczonych. Dziś liczy 622 tys. dusz i nie mieści się nawet w pierwszej dwudziestce piątce. Poza ścisłym centrum na ulicach straszą pustostany, miasto wyraźnie zbiedniało, wzrosła przestępczość, a wielu mieszkańców na miejscu nie widzi na dla siebie żadnych perspektyw.
Ten ponury obraz miasta w połowie tego roku dopełniły doniesienia o śmierci aresztowanego przez policję czarnoskórego Freddiego Graya i zamieszkach, jakie to zdarzenie wywołało. Uliczne protesty pokazały też, jak głębokie i wciąż żywe są w napięcia rasowe. Teraz o Baltimore znowu się mówi, ale w kontekście miejsca, które chciałoby przyciągnąć jak najwięcej uchodźców. Choć z perspektywy europejskich miast, które częściej obawiają się, niż witają uchodźców z otwartymi ramionami, brzmi to dziwnie. Władze miasta już od kilku lat próbują przyciągnąć nowych mieszkańców.
Od ponad dekady miasto wykorzystywane jest jako punkt wyjścia dla uchodźców. Agencje federalne z ramienia Departamentu Stanu co roku przysyłają tu od 700 do 800 osób z krajów zmagających się z trudnościami, takich jak Nepal, Irak i Erytrea. Jednak po kilku latach większość z tych nowych przybyszy przeprowadza się do innych miast. Tymczasem władze Baltimore chciałyby ich zatrzymać. Pani burmistrz niedawno przyłączyła się nawet do 17 innych miast zainteresowanych przyjęciem uchodźców z Syrii, których liczba w przyszłym roku ma wzrosnąć pięciokrotnie – z 2 tys.