Chińczycy, którzy od 15 lat eksperymentują z klonowaniem zwierząt – tyle że do tej pory tylko na potrzeby nauki – teraz szykują się do otwarcia pierwszej komercyjnej fabryki. Sklonowane psy, koty, krowy i konie wyścigowe będą powstawały z pełnym przyzwoleniem rządu, i w dodatku za państwowe pieniądze. Kompleks technologiczny, w którym będzie nie tylko olbrzymie laboratorium badawcze, ale też bank genów i muzeum klonowania, miałby rozpocząć pracę w przyszłym roku. Powstaje w Tiencinie, w północno-wschodnich Chinach. Koszt budowy ma się zamknąć w sumie 500 mln dol. A na początek w fabryce ma powstawać 100 tys. embrionów rocznie, po to żeby docelowo laboratoria doszły do miliona.
Entuzjaści twierdzą, że technologia ta pozwoli m.in. zmniejszyć uzależnienie Chin od importu i pomóc zaspokoić rosnący popyt na wołowinę, ale już widać, że projekt nie jest przesądzony. Opór społeczny rośnie. Raz ze względu na sceptycyzm konsumentów, którzy po aferze z mlekiem dla niemowląt skażonym melatoniną, mają obsesję na punkcie bezpieczeństwa żywności. Dwa – z powodu zaangażowania w przedsięwzięcie południowokoreańskiego partnera, dr. Hwanga Woo Suka, który przed dekadą został oskarżony o sfabrykowanie badań nad sklonowaniem ludzkiego embrionu. Dodatkowo fabryka klonowania powstaje w mieście, w którym trzy miesiące temu w wybuchu magazynów wypełnionych chemikaliami zginęły w sumie 173 osoby, a w czasie śledztwa wyszło na jaw, że miejscowi urzędnicy bezpieczeństwo mieli za nic i za łapówki byli w stanie wydać każde pozwolenie.