Poza Birmą słyszeli o nim do tej pory tylko specjaliści, bo pozostawał zawsze w cieniu Aung San Suu Kyi, odwiecznej liderki demokratycznej opozycji, noblistki i córki ojca birmańskiej niepodległości.
W czasach jej wieloletniego aresztu domowego wykształcony m.in. w Wielkiej Brytanii Htin Kyaw służył jako doradca, powiernik, sporadycznie jako kierowca i przede wszystkim był łącznikiem ze światem.
Nigdy nie wychodził przed szereg, co najwyżej stał z boku swojej politycznej patronki i zaraz po wyborze przez parlament ogłosił, że to zwycięstwo „siostry Aung San Suu Kyi”.
Nie ma wątpliwości, że Htin Kyaw został wybrany w zastępstwie. Naturalną głową państwa byłaby pani Suu Kyi, jednak ona chyba nigdy już prezydentem nie zostanie.
Konstytucja blokuje dostęp do najwyższego urzędu osobom mających bliskich krewnych za granicą. Przepis jest absurdalny i ewidentnie szyty tylko pod Suu Kyi, jej synowie mają brytyjskie paszporty. I choć jak każdy rasowy polityk Suu Kyi w ostatnich dniach usilnie o prezydenturę się starała, jej prawnicy szukali m.in. kruczków prawnych, to stanęło na prezydencie zastępczym.
Niewiele w ubieganiu się o prezydenturę pomogło Suu Kyi listopadowe zwycięstwo w wyborach, jej partia zdobyła wtedy 80 proc. głosów. Zazwyczaj takie poparcie wystarczy, by gruntownie odmieć państwo. Nie w Birmie, gdzie rządząca od dekad armia nie chce brać rozbratu z władzą. Z woli napisanej przez siebie konstytucji wojsko ma z góry zapewnioną jedną czwartą miejsc w parlamencie, trzy ministerstwa siłowe i może dowolnie blokować zmiany w konstytucji.
Suu Kyi od miesięcy negocjowała też z generałami przyszłość polityczną kraju. W zmianach w Birmie łatwo dojrzeć ślady polskiej ugody z przełomu lat 80.