Za odmalowaną na cześć prezydenta USA fasadą niewiele się zmienia. Policja brutalnie przerwała manifestację w obronie więźniów politycznych.
Ostatni gwóźdź do trumny zimnej wojny w Ameryce, przełomowa i historyczna – m.in. w ten sposób latynoamerykańskie gazety opisują wizytę Baracka Obamy z całą rodziną na komunistycznej Kubie. Poprzednio amerykański prezydent (Calvin Coolidge) odwiedził wyspę w latach 20. i obecna podróż ma pomóc przezwyciężyć dekady wrogości. Nie byłoby trwającego od grudnia 2014 r. ocieplenia bez otwarcia się braci Castro na świat i ochoty amerykańskiego biznesu do robienia interesów. Na embargu (jego zniesienie musi jednak przegłosować Kongres) gospodarka USA traci 1,2 mld dol. rocznie.
Hawana przygotowała się na wizytę. Plakaty do niedawna wzywające do walki z imperializmem apelują teraz o walkę z bumelanctwem i potępiają przemoc wobec kobiet. Drogi na trasie przejazdu zostały na nowo wyasfaltowane. Malowano ściany, m.in. na stadionie, gdzie drużynie z Florydy zaplanowano pokazowy mecz z kubańską drużyną narodową ukochanego na wyspie bejsbolu. Tymczasem za odmalowaną fasadą niewiele się zmienia. Prezydent USA jechał spotkać się „ze zwykłymi Kubańczykami”, ale na mecz mogli wybrać się jedynie zaproszeni przyjaciele reżimu. Zamykano sklepy w zwiedzanej przez Obamów starej części Hawany. I na godziny przed ich przyjazdem policja brutalnie przerwała manifestację Kobiet w Bieli domagających się uwolnienia więźniów politycznych.