Świat

Remis ze wskazaniem

Porozumienie Turcja-UE osiągnięte

Unijny szczyt z udziałem Turcji zakończył się ryzykownym porozumieniem.

Turcja przyjmie z powrotem z Grecji każdego migranta, który dotrze tam nielegalnie przez Morze Egejskie, a w zamian Unia wpuści dokładnie tyle samo migrantów z Syrii, którzy w Turcji przeszli już procedurę weryfikacji, przynajmniej do uzgodnionej liczby 72 tys. Taka formuła „jeden za jednego” nie znaczy jednak, że w stosunkach Turcja–UE jest remis.

Brukselskie porozumienie formalnie wynegocjowali liderzy Unii, w tym przewodniczący Rady Donald Tusk. Ale to Angela Merkel pracowała nad nim od stycznia. I to głównie ona będzie zbierać razy w wypadku porażki porozumienia, które w Unii budziło jawne opory. Merkel przyjęła je więc z wyraźną ulgą. Napływ uciekinierów zelżał już po zamknięciu granic przez Austrię i kraje bałkańskie. Teraz powinien się drastycznie zmniejszyć.

Unia wyszła Turcji naprzeciw, bo potrzebuje jej do zahamowania napływu migrantów. Zapłaci za to nie tylko pieniędzmi (6 mld euro), prawdopodobnym zniesieniem obowiązku wizowego dla Turków i otwarciem jednego rozdziału (sprawy budżetowe) w negocjacjach członkowskich z Ankarą, które są zablokowane od przeszło dekady. Europa zapłaci też konfliktem sumienia – Turcja Erdoğana ze swoim autorytarnym ustrojem, represjami wobec opozycji i ograniczaniem wolności prasy nie ma się nijak do unijnych standardów demokracji.

Czy więc dla wygody Unii Europa powinna była przestać upierać się przy własnych wartościach i wspierać autokracje, byle powstrzymać uchodźców? W końcu już Sarkozy i Berlusconi dopieszczali dyktaturę Kadafiego, by ten blokował libijskie wybrzeże Morza Śródziemnego. Jak to się skończyło – wiadomo, ale Turcja mimo wszystko lepiej rokuje.

Polityka 13.2016 (3052) z dnia 22.03.2016; Komentarze; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Remis ze wskazaniem"
Reklama