Na nową cerkiew mówi się w Paryżu „Święty Władimir”.
Pierwsza złota kopuła, mierząca 11 m, zwieńczyła właśnie budowaną tuż nad Sekwaną – i finansowaną przez Rosję – cerkiew Świętej Trójcy. Będą takie jeszcze cztery, całość ma być gotowa w październiku, stanowiąc „pomnik historycznych, kulturalnych i duchowych więzów między oboma narodami” – jak to ujmuje ambasador Aleksander Orłow. Od początku, czyli od 2007 r., sprawa była rozgrywana na szczeblu pałaców prezydenckich. Zielone światło zapalił Nicolas Sarkozy; mówiono, że to cicha nagroda za zamówienie we francuskich stoczniach dwóch Mistrali, wcześniej o prestiżową działkę bój toczyła także Arabia Saudyjska i Kanada. Na co dzień postępy prac śledzi osobiście prezydent Putin. Zresztą na nową cerkiew mówi się potocznie w Paryżu „Święty Władimir”. W konkursie wzięło udział 444 architektów, zwyciężył Hiszpan z rosyjskimi korzeniami Manuel Nuńez Yanowsky, ale jego projekt został przez miasto odrzucony jako zbyt ostentacyjnie odstający od otoczenia, czytaj: gigantomański. W sukurs przyszedł francuski architekt Jean-Michel Wilmotte, przeprojektował i doprowadził rzecz do finału. No może niezupełnie: w czerwcu 2015 r. rękę na działce, jako na majątku rosyjskim, położył francuski wymiar sprawiedliwości, wykonując haski wyrok w sprawie Jukosu Michaiła Chodorkowskiego, a udziałowcy koncernu żądają przed sądem wstrzymania budowy. Chyba będzie musiała interweniować Święta Trójca.