Polska próbuje zbliżyć się do Białorusi. Szlak przeciera minister Witold Waszczykowski. Jeszcze niedawno zapowiadał, że chciałby do Alaksandra Łukaszenki pojechać z którymś ze swoich skandynawskich odpowiedników, ale w Mińsku występował sam, co może wskazywać na wyobcowanie pisowskiej dyplomacji. Waszczykowski przywiózł spory bagaż symboliczny, dowód polskiej asertywność i pamięci. Przez dwa dni spotykał się z członkami białoruskiej opozycji i przedstawicielami Polaków z Grodzieńszczyzny, odwiedzał kościoły i składał wieńce, m.in. w Kuropatach, ignorowanym przez reżim miejscu stalinowskich zbrodni.
Właśnie historia i sprawy Polaków zdominowały rozmowy ministra Waszczykowskiego z Łukaszenką. Białoruski prezydent lubi przyjmować każdego wysłannika Zachodu, ale od razu zapowiedział, że nie zamierza wybierać między Unią a Rosją. Jego asekuranctwo jest zrozumiałe, przykłady Krymu i Donbasu pokazały, że również białoruska państwowość i osobisty los Łukaszenki zależą od humoru Władimira Putina. Niemniej Białorusi potrzebni są nowi partnerzy. Polska chciałaby tę lukę wypełnić i na początek uruchomić mały ruch graniczny, mimo że Łukaszenka widzi w tym sposób na wydrenowanie kraju z twardej waluty.