Balcerowicz musi przyjść
Poroszenko ustanowił Balcerowicza swoim przedstawicielem w rządzie Ukrainy
Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko wydał dekret ustanawiający Leszka Balcerowicza swoim przedstawicielem w Radzie Ministrów Ukrainy oraz współprzewodniczącym – obok Ivana Mikosza, b. wicepremiera i ministra finansów Słowacji – grupy wspierania reform.
Ma to być jedna, silna grupa, rządowo-prezydencka, która odmieni gospodarkę Ukrainy. Utworzenie strategicznego zespołu doradców, jak można się doczytać z informacji widniejącej na stronie prezydenta kraju, podpowiedziała Bruksela, wzywająca nieustannie Kijów do przyspieszenia i głębszych zmian. Bo dreptanie w miejscu trwa za długo i staje się zbyt kosztowne. Poroszenko wyraźnie wziął sobie ponaglenia do serca, dlatego uciekł się do dekretu.
Rozmowy z Balcerowiczem prowadzono od grudnia, kiedy też pojawiła się informacja o przymiarkach do zmiany na stanowisku premiera. Spekulowano, że miejsce Arsenija Jaceniuka ma zająć właśnie Balcerowicz. Profesor tę plotkę zdementował, zauważając niezwykle trafnie, że premierem Ukrainy musi być ukraiński polityk, a nie osoba z zewnątrz, nawet najbardziej utytułowana. Dodał, że gotów jest rządowi i prezydentowi w sprawach reform doradzać, jeśli uznają, że to dobry pomysł.
Pomysł jest znakomity i kogoś takiego jak prof. Balcerowicz Ukrainie potrzeba niezwykle. Zdecydowanego, mądrego, upartego, bezkompromisowego, z wizją. Odpornego na krytykę i pokrzykiwania, że Balcerowicz musi odejść. Po prostu profesora Balcerowicza. Może jestem nieobiektywna, bo Leszka Balcerowicza kocham niezmiennie od dnia, kiedy go zobaczyłam i usłyszałam przedstawiającego plan dla Polski.
Niestety, Ukraina dziś to nie jest Polska, a jej obecne problemy są często dużo trudniejsze niż polska rzeczywistość 1989 r. Wypada wierzyć w Balcerowicza, zwłaszcza wprowadzonego na scenę dekretem prezydenta.