Izrael wyrasta na potęgę w dziedzinie leczniczych zastosowań marihuany.
Powszechne używanie trawki jest w Izraelu ciągle nielegalne, ale w medycynie wykorzystywana jest od lat. W zgodnej opinii to tu prowadzone były najbardziej zaawansowane prace kliniczne i zgłębiana natura gandzi. Już w 1964 r. chemik Raphael Mechumam wyizolował i zsyntetyzował THC, główną substancję psychoaktywną zawartą w konopiach indyjskich, a na prestiżowym uniwersytecie Techinion w Hajfie prowadzone są nawet zajęcia z leczniczej marihuany. Wszystko to teraz jak znalazł, bo minister zdrowia Yaakov Litzman zapowiedział właśnie znaczną liberalizację przepisów dotyczących trawki w medycynie.
Największe nadzieje budzi jednak rynek amerykański: już 24 stany USA zalegalizowały lecznicze zastosowania marihuany. Ten rynek, wart dziś 4,6 mld dol., ma się wkrótce podwoić. Na niedawnej branżowej konferencji w Tel Awiwie padło nawet hasło, że miejscowe start-upy, z amerykańskim wsadem finansowym, chcą być w dziedzinie konopi tym, czym Apple w elektronice użytkowej. Zaprezentowano tam m.in. inhalator marihuany połączony z precyzyjnym dozownikiem (papierosowy gigant Philip Morris włożył w ten projekt 20 mln dol.) i marihuanową esencję o charakterystycznym zapachu, ale pozbawioną elementów psychoaktywnych, która może znaleźć szereg zastosowań. Unikatowa jest też miejscowa wiedza agrotechniczna dotycząca uprawy konopi i kropelkowych systemów nawadniania, nabyta przez dekady zazieleniania pustyń.