Weszliśmy w erę migracji – przekonuje niezbyt odkrywczo wpływowy brytyjski politolog Mark Leonard. Co prawda w książce sprzed zaledwie pięciu lat przekonywał, że to Europa będzie rządzić w XXI w. („Why Europe Will Run the 21st Century”), ale 2015 r. był dla wszystkich zaskakujący. Teraz Leonard twierdzi, że w XXI w. światem rządzić będą „mocarstwa migracyjne”. I podaje ich trzy kategorie.
Pierwsza to tzw. nowi kolonialiści. Państwa, z których miliony ludzi wyjeżdżają w poszukiwaniu lepszego życia, ale jednocześnie zachowują związki z ojczyzną i na zasadzie sieci wpływów budują jej potęgę. Wzorcowym przykładem są tu Chiny – obywatele tego kraju w ciągu ostatnich 30 lat rozjechali się po świecie, de facto kolonizując gospodarczo i politycznie Afrykę Subsaharyjską i kilka innych regionów świata.
Druga kategoria to integratorzy, czyli kraje, które przyciągają migrantów. Potrafią ich przy tym skutecznie zasymilować i kwitnąć dzięki ich talentom. Oczywistym integratorem jest Ameryka, ale równie ciekawe przypadki to Brazylia, Angola czy Izrael, który wciąż zasysa migrantów i wśród bliskowschodniego chaosu jest wyspą stabilności i nowoczesności.
Według Leonarda jest też w końcu trzecia kategoria, szczególnie niebezpieczna – pośrednicy. Wykorzystują oni swoje położenie geograficzne na szlakach migracyjnych, aby wymuszać kolejne bonusy i ustępstwa na sąsiadach obawiających się migrantów. Niewątpliwym pionierem tej kategorii jest Turcja pod rządami Recepa Tayyipa Erdoğana – państwo, które jeszcze 10 lat temu jak niechciany petent dobijało się do Unii Europejskiej, a dziś dyktuje jej warunki.