Weekend nad Tybrem
Papież przyjął na audiencji prezydenta Białorusi. To pierwsza wizyta Łukaszenki na Zachodzie od 5 lat
Aleksandr Łukaszenka przybył do Watykanu trochę w roli gołąbka pokoju. Taką właśnie kreację prezydent Białorusi przyjął na siebie w czasie narastającego konfliktu zbrojnego na Ukrainie. To, że w Mińsku odbyły się rozmowy pokojowe, że przyjęto zaproszenie Łukaszenki do białoruskiej stolicy, gdzie Zachód spotkał się ze Wschodem, już było sukcesem prezydenta.
Białoruś była wówczas jeszcze objęta sankcjami za spacyfikowanie kontrkandydatów Saszy w wyborach prezydenckich 2010 r. On tymczasem pełnił honory pana domu, witał Angelę Merkel i ściskał dłoń Françoisa Hollande’a. I robił wiele, żeby rozmowy się udały.
Warto też przypomnieć, że nie poparł aneksji Krymu. I że wyrażał się krytycznie o wojnie w Donbasie. No i nie nazywał przy każdej okazji polityków z Kijowa faszystami. Może to niewiele, ale w systemie zależności od Rosji, w jakim funkcjonuje Białoruś, to bardzo dużo. A podczas Konkursu Eurowizji, przed tygodniem, Mińsk wiedząc o niezadowoleniu Moskwy, głosował na piosenkę z Kijowa. To już prawie wybicie się na niepodległość.
Po ubiegłorocznych wyborach prezydenckich, które Łukaszenka oczywiście wygrał, sankcje wobec Białorusi praktycznie zdjęto w lutym tego roku, pozostawiając jedynie embargo na handel bronią. Sam prezydent zresztą okazał się prawdziwym demokratą i wypuścił wcześniej z łagrów więźniów politycznych. Choć nadal mówi się chętnie, że jest ostatnim dyktatorem Europy.
Papież Franciszek, który zawsze stara się dostrzec więcej, dostrzegł najwyraźniej w prezydencie Białorusi osobę, która może odgrywać czy odegrać pozytywną rolę w zaprowadzaniu pokoju w Donbasie. Zwłaszcza że Franciszek mówi o wojnie na Ukrainie często i z przekonaniem, że należy ją zakończyć, że dość już ofiar przyniosła.