Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wielkie przesilenie

Alexander Van der Bellen Alexander Van der Bellen Jan Hetfleisch / Getty Images

Minimalne zwycięstwo Van der Bellena wyznaczyło w Austrii nowe ponadpartyjne fronty.

Austriacy poszli pod prąd. Do ostatniej chwili wydawało się, że w wyborach prezydenckich zwycięży populista i prawicowy eurosceptyk Norbert Hofer. Minimalną przewagą wygrał jednak reprezentujący partię Zielonych Alexander Van der Bellen. Zwycięstwo Van der Bellena nie tylko zatrzymało Hofera, ale również oznacza koniec Austrii, jaką znaliśmy od 1945 r. Kraju, który od lat był poletkiem dwóch wielkich partii, chadeckiej ÖVP i socjaldemokratycznej SPÖ. I teraz, kiedy w pierwszej turze wyborów kandydaci obu „partii państwowych” ponieśli klęskę, było to ustrojowym trzęsieniem ziemi. Podważono nieformalne fundamenty tzw. partnerstwa socjalnego, które pracodawcom, związkom zawodowym i partiom politycznym pozwalało poufnie rozstrzygać sporne kwestie, a także proporcjonalnie rozdzielać stanowiska w państwie i gospodarce.

Wiosną 2016 r. ten stary porządek się zawalił. Co nie znaczy, że już wykształciły się alternatywne obozy – prawicowi populiści i cała reszta, reprezentowana przez Zielonych. W Austrii zarysowały się nowe ponadpartyjne fronty. Jedna linia podziału to eurooptymiści–europesymiści. A druga to mężczyźni–kobiety, które w większości głosowały na Van der Bellena. Nowa partia wykształconego mieszczaństwa to nie chadecja, lecz Zieloni. Ich kandydat zwyciężył w wielkich miastach. Ale do tradycyjnie „czerwonych” dzielnic wdarli się „niebiescy” narodowcy. To nie koniec SPÖ i ÖVP. Skończyły się jednak czasy, kiedy Austriak od kołyski do katafalku należał do chadeckiego lub socjalistycznego biotopu.

Polityka 23.2016 (3062) z dnia 31.05.2016; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 10
Reklama