Jedynym rządem z Czwórki Wyszehradzkiej, który w przeczuciu możliwego rozpadu Unii Europejskiej stara się zademonstrować, że chce pozostać częścią Zachodu, jest rząd czeski” – napisał z okazji niedawnego szczytu Grupy Wyszehradzkiej (V4) słowacko-czeski publicysta Martin M. Szimeczka. Politycy i dyplomaci w praskich kuluarach mówią wprost: jeśli w lecie nadal Zachód będzie samotnie, bez wsparcia Europy Wschodniej szarpał się z kryzysem uchodźczym, a Polacy i Węgrzy nie przestaną eskalować napięcia z Berlinem i Brukselą, rząd czeski zdecydowanie odetnie się od swoich sąsiadów, być może wyjdzie z V4 i wybierze współpracę z Zachodem. Czeskie elity polityczne dobrze wiedzą, że to kraje Zachodu, a szczególnie RFN, są najważniejszym partnerem gospodarczym Czech, a poważnych alternatyw właściwie nie ma.
We wspomnianym tekście Szimeczka pisze, że również Słowacja jest rządzona przez populistów, a obóz prozachodni jest w koalicji bardzo słaby. Dlatego zmiany mogą przyspieszyć – w 1992 r. odbyły się w ówczesnej Czechosłowacji wybory, w których temat demontażu państwa był niemal nieobecny, a po kilku miesiącach Federacja przestała istnieć. Szimeczka przypomina jednak, że choć Czechy mają prozachodni rząd, to nastroje w społeczeństwie są bardzo podobne do polskich czy węgierskich. W czeskich sondażach popularności prowadzą populiści, a wybory – za półtora roku.