W zderzeniu z korporacyjnymi procedurami UEFA (w których jest jednak zrozumienie dla fundamentalnych dziennikarskich potrzeb) dzisiejsza Francja – rozbita strajkami, leniwa, niegościnna, zmęczona wewnętrznymi problemami, a jeszcze bardziej zmęczona kukułczym jajem pod nazwą Euro 2016 – to koszmar. W nicejskim biurze prasowym przekleństwa latają w powietrzu: ktoś jadący z Marsylii się spóźnił, bo rozkład jazdy pociągów rozminął się z rzeczywistością, komuś odwołano lot, ktoś musiał zasuwać w upale na piechotę (bo miejski autobus nie jeździł), ktoś zapłacił 70 euro za pięciokilometrowy kurs taksówką i negocjacji nie było, bo oczywiście taksówkarz słowa nie mówił po angielsku, a już zwłaszcza nie rozumiał, jak wystawić rachunek.