Bułgarzy znów zarabiają na broni.
Bułgarskie fabryki broni pracują jak za dobrych lat zimnej wojny – tyle zamówień co dziś nie miały od upadku komunizmu. Jeden tylko zakład produkcji granatów w pierwszych trzech miesiącach tego roku wyprodukował ich więcej niż w 2014 r. Do lat 90. w lokalnym, słynnym w całym bloku wschodnim, przemyśle zbrojeniowym pracowało 115 tys. osób, a dziś przy taśmach pozostała już tylko co dziesiąta. Ale głównie z powodu wojny w Syrii ostatnia niesprywatyzowana fabryka broni po raz pierwszy od trzech dekad ogłosiła nabór pracowników.
Wszystko z powodu toczonych na Bliskim Wschodzie konfliktów: Stany Zjednoczone oraz Arabia Saudyjska kupują w Bułgarii lekkie uzbrojenie w stylu sowieckim, które potem trafia w ręce syryjskich rebeliantów. Przynajmniej teoretycznie, bo organizacje pozarządowe alarmują, że przy bojownikach tzw. Państwa Islamskiego również znajdywano produkty bułgarskiego przemysłu zbrojeniowego. Poza obrońcami praw człowieka popularność broni znad Morza Czarnego martwi hodowców róż. W regionie na wschód od Sofii kwiaty są równie ważną częścią gospodarki jak karabiny, a wielcy plantatorzy boją się teraz, że nie znajdą wystarczająco dużo chętnych do letnich zbiorów, bo ci wybiorą raczej zbrojeniówkę.