Dzieci opuściły gniazdo, pies zdechł, praca skończona na amen, a chata stanowczo za duża. My tymczasem wciąż młodzi, ledwo po sześćdziesiątce! Wyjedźmy więc w świat. Tak jak Amerykanie, Brytyjczycy i Australijczycy. Z chudą polską emeryturą to dosyć trudne. Nie znaczy, że niemożliwe. Z tysiącem lub półtora dolarów miesięcznie para może próbować wyruszyć choćby do Tajlandii, Wietnamu lub Indonezji. Przeprowadzki staruszków do zamorskich rajów to lukratywny biznes. Jedną z najbardziej prestiżowych marek jest amerykański multimedialny InternationalLiving.com. – To już trend. Emigruje coraz więcej emerytów. O wszystkich niuansach mogą się dowiedzieć od nas – mówi wydawca Dan Prescher. Jego firma publikuje szczegółowe poradniki, doradza najlepsze biura prawne, ostrzega przed pułapkami. Rankingi rajów dla emerytów publikują systematycznie „New York Times” i „Daily Telegraph”. Poradniki mają BBC, CNN i „Forbes”.
Pokój w Marigold
Emerycka emigracja jest dość logiczna. Skoro w Ekwadorze para może przeżyć za 1,1 tys. dol., dlaczego miałaby tkwić w Chicago? Pierwsza dziesiątka ligi emeryckich rajów? Według InternationalLiving.com to: Panama, Ekwador, Meksyk, Kostaryka, Malezja, Kolumbia, Tajlandia, Nikaragua, Hiszpania i Portugalia. Brytyjczycy od Azji wolą Hiszpanię, Francję i Włochy. Ale po Brexicie może już ich być tylko stać na wyjazd do Indii. W ślad za bohaterami bestsellerowych filmów. Bo emigracja staruszków staje się coraz powszedniejsza.
Zaczęło się od „Hotelu Marigold” i „Drugiego Hotelu Marigold”.