Status Pierwszej Damy w większości państw świata nie jest specjalnie regulowany, a ona sama nie jest specjalnie wynagradzana. Najczęściej żony prezydentów, po objęciu przez małżonka funkcji, przestają pracować, poświęcając się działalności charytatywnej, a także budowaniu wizerunku samego urzędu prezydenta.
W USA Pierwsze Damy nie są wynagradzane za swoje obowiązki. Michelle Obama, wchodząc do Białego Domu, zrezygnowała z pracy w zarządzie szpitali uniwersytetu chicagowskiego, gdzie zarabiała 274 tys. rocznie (Barack Obama jako senator zarabiał wówczas „tylko” 150 tys. dolarów). Podczas kampanii przed drugą kadencją męża Obama publicznie domagała się, by Pierwsze Damy otrzymywały pensje. „Chcę zapewnić, że kiedy kobieta pracuje, to otrzymuje wynagrodzenie takie samo jak mężczyzna. Pierwsze Damy nie otrzymują pensji, chociaż to ciężka praca”.
Nie wszystkie żony prezydentów USA uważają jednak tak samo. Laura Bush stwierdziła, że Pierwsze Damy mają wystarczająco dużo przywilejów, a jej samej wystarczał zaszczyt pełnienia tej funkcji.
W rzeczywistości obowiązki Pierwszej Damy są niedookreślone. Tradycyjnie towarzyszy mężowi podczas oficjalnych uroczystości, a także jest gospodynią Białego Domu, oczywiście przy wsparciu sztabu ludzi – w tym osobistego rzecznika, szefa gabinetu czy specjalisty od układania kwiatów.
Pierwsze Damy USA, podobnie jak Michelle Obama, angażowały się również w wiele kampanii społecznych – Bird Johnson zajmowała się ochroną środowiska, Pat Nixon wspierała i zachęcała do wolontariatu, Betty Ford występowała na rzecz praw kobiet, Rosalynn Carter pomagała ludziom upośledzonym, Nancy Reagan włączała się w kampanię antynarkotykową, Barbara Bush wspierała program nauki pisania i czytania, Hillary Clinton zajmowała się reformą ochrony zdrowia, a ostatnia Pierwsza Dama m.