Rosja skuteczniej rozegrała wojnę w Syrii niż USA.
Gdy pięć lat temu najpotężniejszy człowiek świata powiedział, że Baszar Asad musi odejść, niewielu wątpiło. Syryjski przywódca już wtedy miał na koncie zbrodnie wojenne, w tym użycie gazów bojowych przeciwko cywilom. Prezydenci USA raczej nie rzucają słów na wiatr. A jednak... Pięć lat później, po masakrze na cywilach, wojska Asada wspierane przez rosyjskie lotnictwo zajęły wschodnie Aleppo i choć opozycja broni jeszcze kilku miast, los tej wojny wydaje się przesądzony. Pod koniec grudnia w Moskwie o przyszłości Syrii rozmawiali zwycięzcy: Rosjanie, Turcy i Irańczycy. Nie zaproszono Amerykanów czy nawet przedstawiciela ONZ.
W 2017 r. można się więc spodziewać realizacji dealu zawartego w Moskwie. Rosja już osiągnęła swój strategiczny i wizerunkowy cel – utrzymała reżim Asada. W nowym roku będzie mogła się skupić na „odcinaniu kuponów”. Jej rosnąca rola na Bliskim Wschodzie może np. posłużyć jako karta przetargowa w rozgrywce z Zachodem o Ukrainę. Na zasadzie – my uspokoimy Arabów, a wy oddajcie nam Kijów. Z kolei Turcja, która z obalenia Asada uczyniła kiedyś swój cel nadrzędny, ostatecznie uznała, że ważniejsza jest dla niej rozprawa z syryjskimi Kurdami. I można oczekiwać, że w zamian za tolerowanie Asada dostanie coś w rodzaju bufora bezpieczeństwa w północnej Syrii.
A na co mogą liczyć Syryjczycy w nowym roku? Zdobycie Aleppo wydaje się przełomem. Reżim Asada nie jest już zagrożony i choć opór opozycji tli się jeszcze w kilku miejscach, możliwe staje się rozwiązanie polityczne, do czego zapewne będą parli Rosjanie, aby jak najszybciej zdyskontować ten sukces.