W czwartek gwałtownie zakończyły się w Genewie rozmowy o zjednoczeniu Cypru. Oficjalnie strony nie doszły do porozumienia w sprawie korekty granicy między Północą i Południem, które docelowo miałyby stworzyć państwo federalne. Nieoficjalnie – Ankara zerwała negocjacje po tym, jak szef greckiego MSZ zażądał wycofania z wyspy wszystkich tureckich żołnierzy (ok. 30 tys.).
Po trzech dniach udanych negocjacji między Republiką Cypru (południe wyspy) a Turecką Republiką Cypru Północnego, w czwartek, doszło do spotkania w formacie 2+3, czyli stron sporu i tzw. gwarantów suwerenności wyspy, czyli Grecji, Turcji i Wielkiej Brytanii. Wydawało się, że kluczem będzie zgoda Północy na przesunięcie granicy na korzyść Południa. Finalny kształt zjednoczenia muszą jednak zaakceptować państwa gwaranci, a od początku było widomo, że Ankara nie zgodzi się na wycofanie wszystkich żołnierzy, więc temat w ogóle nie był podnoszony. Żądanie greckiego MSZ było zaskoczeniem nawet dla premiera Aleksisa Ciprasa, który zapowiedział, że sam weźmie udział w następnej turze rozmów – prawdopodobnie od 23 stycznia.
Negocjacje przyspieszyły, odkąd po obu stronach wyspy rządzą zwolennicy zjednoczenia. Kluczowe wydaje się tu stanowisko Ankary, która finansuje i broni tureckich Cypryjczyków. Ankarze zależy na zjednoczeniu, bo to odblokowałoby możliwość eksploatacji podmorskich złóż gazu ziemnego na południe od wyspy. Z kolei kluczową motywacją greckich Cypryjczyków jest strach przed tym, że po kolejnym fiasku negocjacji Ankara zaanektuje północ wyspy i w ten sposób podzieli ją na zawsze. Zapowiedziany udział w rozmowach greckiego premiera obie strony przyjęły z wielkim optymizmem.