Włoski polityk nie chce, by nadal kojarzono go z Silvio Berlusconim, z którym tworzył partię Forza Italia.
Nowym przewodniczącym Parlamentu Europejskiego został chadek Antonio Tajani. 63-letni włoski prawnik i zdeklarowany monarchista. Skromny, rozsądny, ale i nieznany szerzej poza Włochami i PE. Znacznie mniej wyrazisty od swojego poprzednika Martina Schulza. Oprócz prawa skończył również szkołę wojskową i tuż po studiach krótko pracował w siłach powietrznych jako kontroler ruchu. Potem zajął się dziennikarstwem, gdzie odnosił największe sukcesy. Przez wiele lat pracował w dzienniku „Il Giornale”, a dzięki znajomości języków (oprócz włoskiego dobrze mówi po angielsku, francusku, hiszpańsku i trochę po rosyjsku) był korespondentem zagranicznym tej gazety. Na początku lat 90. został nawet jej redaktorem naczelnym.
Zerwał jednak z dziennikarstwem, żeby wspólnie z Silvio Berlusconim budować struktury Forza Italia. Przez lata był rzecznikiem i cieniem Berlusconiego. Z jego nadania został również unijnym komisarzem ds. transportu, a potem przemysłu i przedsiębiorczości. To dzięki Tajaniemu w UE obowiązuje dziś m.in. prawo do odszkodowania za spóźniający się samolot czy szybsza rejestracja samochodów. Jednak krytycy dużo częściej wyciągają mu aferę Volkswagena z fałszowaniem danych o emisji silników Diesla, zarzucając mu, że jako komisarz nie doprowadził wcześniej do jej wykrycia. Jego samego jednak chyba znacznie bardziej uwierają skojarzenia z Berlusconim, do tego stopnia, że usunął ze swojej strony wszelkie informacje łączące go z byłym premierem Włoch. Jako przewodniczący PE chce reformować Unię, ale po swojemu, czyli spokojnie, bez rozgłosu, kamer i chwytliwych ideologicznych haseł.