Gleb Tokmakow perorował jak doświadczony mówca. „Nieważne, kto będzie rządził, Nawalny czy Putin, ważne, by zmienić sam system władzy. Nasze szkoły są upolitycznione do tego stopnia, że za odmowę narysowania obrazka o dobrej władzy stawia się jedynki. Dlaczego w naszym kraju rządzą skorumpowani politycy? To oni powinni pracować na naszą rzecz, a nie my na nich” – mówił pod żywiołowe brawa demonstrantów, zebranych w centrum sybirskiego Tomska. Gleb Tokmakow ma 12 lat. Nagrane telefonem wystąpienie w mig stało się hitem internetu. Uczeń piątej klasy został najmłodszą twarzą protestów, które 26 marca przetoczyły się przez rosyjskie miasta od Kaliningradu po Władywostok.
Skala i żywiołowość antykorupcyjnych demonstracji prawdopodobnie zaskoczyła władze. O słabym przygotowaniu skutecznych zwykle urzędników z aparatu państwowego dobitnie świadczy fakt, że na miejscach wydarzeń nie zagłuszano internetu. Dzięki temu miliony użytkowników mogło bez przeszkód zobaczyć bezpośrednie relacje z marszów, rejestrowane przez tysiące telefonów.
Równie zaskoczona rozwojem wypadków była stara opozycja. W 2014 r. ostatecznie zgasł ruch białych wstążeczek, zapoczątkowany trzy lata wcześniej ogromnymi manifestacjami na moskiewskim placu Błotnym. Wtedy demonstranci, przede wszystkim rosyjska klasa średnia, domagali się uczciwych i przejrzystych wyborów oraz poszanowania zasad demokracji. Żadne z ich żądań nie zostało spełnione.
Tymczasem Kreml bezkarnie zaciskał pętlę wokół społeczeństwa obywatelskiego, korzystając z przyzwolenia i patriotycznej gorączki Rosjan, jaką wywołała aneksja Krymu. Wydawało się wtedy, że wdzięczni Putinowi obywatele, w imię miłości do oblężonej przez wrogów ojczyzny, zdołają przełknąć gorzką pigułkę międzynarodowych sankcji.